Tylu księży zostało wyświęconych w tym roku w naszej diecezji. Jest ich jednego mniej niż grono apostołów. Czy ta liczba coś znaczy?
Moim zdaniem nie, bo nie jest pochodną jakiegoś uprzedniego założenia. Po prostu tylu ukończyło sześcioletnią formację. Zamiast takich niby symbolicznych dociekań, wolę zatrzymać się na czymś innym. Bp Henryk Tomasik kończąc liturgię święceń prosił o modlitwę i starania o to, by miejsca, które opuścili w naszym seminarium nowo wyświęceni księża, nie zostały puste. I tutaj trzeba zogniskować uwagę.
Krótko przed rewolucją bolszewicką w rosyjskich seminariach było bardzo wielu kandydatów do święceń. Pytano wówczas: Czy potrzebujemy takiej liczby duchownych? Pytający nie zdawali sobie sprawy, że nadchodziły czasy, gdy tamta liczba miała stać się zapleczem na długie lata, gdy seminaria były zamknięte, a władza sowiecka bardzo ściśle reglamentowała liczbę święconych.
Pół wieku temu i nieco wcześniej seminaria niemieckie, włoskie czy francuskie także nie cierpiały na brak kandydatów. Minęły lata i tamta ”nadwyżka” stała się bezcennym zapleczem, gdy przyszły lata chude.
Nasza jedenastka nie jest liczbą dużą, ale całkowicie zapewnia obsadzenie placówek duszpasterskich w naszej diecezji. Statystycznie, praktycznie równoważy liczbę księży, którzy przechodzą na emeryturę lub umierają. Nie jest jednak liczbą, która bez uszczerbku dla naszych placówek mogłaby dać duszpasterzy dla Europy Zachodniej, zmagającej się z coraz większym brakiem kapłanów, czy dla krajów misyjnych. W tym kontekście apel ordynariusza nabiera jeszcze głębszego sensu. „Żniwo wielkie” i rzeczywiście „robotników mało”. Trzeba prosić Pana żniwa, nie patrząc tylko na swoje podwórko.