Władek, płacz! Bo jak chłop płacze, to musi być święto!
Któż z nas nie pamięta kultowych dialogów Kargula i Pawlaka? Muszę szczerze przyznać, że gdy co roku zjawiam się w radomskim kościele MB Częstochowskiej na rozpoczęcie nocnej pielgrzymki mężczyzn z Radomia do Błotnicy, to najpierw przypomina mi się tamta filmowa scena, a dopiero potem odzywają się uczucia religijne.
Nie wiem czy podobnie reagowałbym, będąc na pielgrzymce mężczyzn do Piekar Śląskich, bo w niej nie uczestniczyłem, choć byłem w tym sanktuarium, ale czuję, że chyba byłoby podobnie.
Niejednokrotnie postrzega się chrześcijaństwo jako religię kobiet. Bo przecież one stanowią większość na nabożeństwach, bo one jakoś naturalnie są bardziej bliskie sprawom naszej wiary. I może dobrze, że tak jest, bo w religiach, gdzie dominuje element męski, często łatwiej o rys przemocy, a czasem fanatyzmu. Podobnie rzecz ma się i z walczącym ateizmem. To nie jest absolutną normą, a tylko statystyczną większością.
Ale w tym obrazie chrześcijaństwa element męski ma swą siłę przyciągania i to tę siłę pozytywną. Mężczyźni trudniej uzewnętrzniają uczucia. Czy to efekt naszej kultury, czy natury? Nie mam pojęcia, niech to rozstrzygają fachowcy. Fakt faktem, że tak jest. Tym bardziej przyciąga uwagę kilkuset facetów, którzy w swoim gronie wyruszają na pielgrzymkę. I nieprzypadkowo ta rzesza szczerze i tubalnie się zaśmiała, gdy ks. Wiesław Lenartowicz, proboszcz parafii, a zarazem inicjator nocnych pielgrzymek, witał panie, które przyszyły odprowadzić panów: - Zapewne panie przyszyły sprawdzić, czy ta nocna wyprawa ich mężczyzn to na pewno jest pielgrzymka.
Panowie, tak trzymać, bo w tych pielgrzymkach jest jakaś siła! A gdy ktoś czasem po nocy zapłacze, to musi być święto. I niech to święto trwa!