Trudno znaleźć kogoś, kto poznawszy pielgrzymkę, nie ceniłby sobie poniesionego trudu i tego, co ona dała mu na całe życie.
To fenomen, który od lat zadziwia. Diecezjalna Piesza Pielgrzymka Diecezji Radomskiej na Jasną Górę wyrusza po raz 36. Przez te lata rozrosła się z jednej grupy do pięciu odrębnie maszerujących kolumn. Od lat, z liczbą oscylującą w okolicach 7 tysięcy uczestników, jest prawie zawsze drugą pod względem ilości uczestników w kraju. A tym, co się nie zmienia - choć niejednokrotnie słyszałem już głosy wieszczące kres tej formie wyrażania swej religijności - jest ogromna ilość młodych. Tak samo jest w dziesiątkach innych pielgrzymek, które już wyruszyły lub niebawem wyruszą z różnych zakątków kraju.
Po raz pierwszy pielgrzymowałem 35 lat temu. Byłem wówczas uczniem szkoły średniej. Potem chodziłem jako kleryk i wreszcie jako ksiądz. Ale nie o mnie tu chodzi. Doskonale pamiętam utyskiwania z pierwszych lat moich pielgrzymowań na młodych, że to forma wędrownego obozu z różnymi atrakcjami, a sprawy religijne to rzecz drugorzędna.
I oto teraz zdarza się co jakiś czas, że spotykam ludzi mocno już dorosłych, którzy witają się, zagadują i pytają, czy pamiętam nasze pielgrzymowania sprzed lat. Już krótka rozmowa pokazuje, że tamte pielgrzymki stały się dla nich tak mocną formą religijnej formacji, że dały im impuls do życia wiarą, który wywarł mocne piętno na dalszym ich życiu i ich byciu w Kościele aż do teraz.
I jestem wewnętrzne przekonany o tym, że nie inaczej jest z dzisiejszymi młodymi pątnikami. Zamiast więc utyskiwań na wyrost, chrońmy pielgrzymkę, otaczajmy ją każdą możliwą opieką, by - broń Boże - nie uschła i nie obumarła. Ona każdego roku naprawdę formuje na całe życie duże rzesze młodych.