Rzecz niby odległa, a jednak bliska. Tę bliskość zapewnił misjonarz pochodzący z diecezji radomskiej. Dzięki jego propozycji mogłem przekonać się naocznie, że kreowany stereotyp wymarłego Kościoła na zachodzie Europy to bardziej życzenie wielu środowisk, niż prawda.
Jeszcze niedawno ks. Bernard Goworek, kapłan ze zgromadzenia Misjonarzy Świętej Rodziny, pracował jako misjonarz na Madagaskarze. Obecnie jest proboszczem w niemieckiej parafii Billigheim. Pochodzi z parafii pw. św. Bartłomieja w Opocznie. Wciąż myśli o powrocie do Afryki.
Gdy Bernard dowiedział się, że w tym samym czasie będziemy w Rzymie, zaproponował spotkanie na Placu św. Piotra. Bardzo się ucieszyłem, bo pochodzimy z tej samej parafii, znamy się od lat, a dawnośmy się nie widzieli. Nie powiedział mi tylko tego, że jego przyjazd wiąże się z wielką akcją niemieckiego Kościoła, która od 1962 r. powtarza się mniej więcej co pięć lat.
Ta akcja to pielgrzymka do Rzymu ministrantów i ministrantek. Organizuje ją Wydział do spraw Duszpasterstwa Młodzieży Konferencji Episkopatu Niemiec. Już w przeddzień spotkania zauważyłem na ulicach Rzymu grupy młodych Niemców. Mieli kolorowe koszulki, kapelusze i chusty informujące, że są uczestnikami zorganizowanej pielgrzymki. Byli dosłownie wszędzie: w rzymskich pizzeriach, w zabytkowych kościołach, na ulicach i placach.
No i wreszcie umówione spotkanie. Zjawiłem się na Placu św. Piotra i tu okazało się, że nie będzie łatwo się odnaleźć. Pielgrzymi z Niemiec po prostu zalewali plac. - Jest nas na razie ponad 20 tysięcy, a liczba wciąż rośnie - usłyszałem z głośników głos dwojga młodych, prowadzących spotkanie. Animowali wspólne okrzyki i śpiewy. Piosenki ćwiczyli już wcześniej, bo w internecie rozsyłano materiały. Potem na stronie internetowej niemieckich ministrantów wyczytałem, że na spotkaniu z papieżem Franciszkiem zgromadziło się 50 tysięcy młodych, z czego przynajmniej 45 tys. to byli członkowie liturgicznej służby ołtarza z Niemiec.
Jak w tym tłumie spotkać Benka? Dzwonię. Odbiera telefon i mówi: - Jestem przy skraju kolumnady i trzymam w górze parasol. Widzę go. Serdeczne powitanie i szybka decyzja o zrobieniu zdjęcia. - Benek, chcę porozmawiać z kimś z twojej grupy - mówię. Na to decyduje się Anna Grosskinsky. - Od sześciu lat jestem ministrantką w parafii Billigheim. W Rzymie jestem pierwszy raz. Jestem wręcz zszokowana. W szkole i w ogóle nigdzie nie mówi się o religii i o wierze. A tutaj taki tłum młodych, którzy manifestują swoją wiarę. Będę opowiadać o tym po powrocie do domu - mówi, nie kryjąc entuzjazmu.
Pielgrzymki liturgicznej służby ołtarza z Niemiec do Rzymu od 1984 roku mają swe hasła. Tegorocznej przyświecało hasło: "Frei": "Wolny". To słowo widać na wielkich banerach rozwieszonych na kolumnadzie. Dopełnia je zdanie: "Jestem wolny, dlatego wolno mi czynić dobro".
Bernard szybko odpłynął ze swą grupą. Chciał zająć jak najlepsze miejsce na placu. Zadzwoniłem do niego wieczorem. Porozmawialiśmy, a w trakcie rozmowy zapytałem, czy taka akcja nie byłaby czymś świetnym także w Polsce. - Może polskich ministrantów nie stać na pielgrzymkę do Rzymu. Ale kto wie, czy takie spotkanie - zorganizowane na przykład na Jasnej Górze - nie byłoby okazją do zobaczenia, ilu ich jest i jaką są siłą - powiedział.
Ks. Bernard Goworek ze swymi parafianami z Billigheim
Ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość