Ten czyn nazwałem nowym narodzeniem, bo jakoś kojarzył mi się z Bożym Narodzeniem.
Ale nie chodzi tu o nazwanie tego czynu, choć śmiertelnie chory brat Sylwka po przeszczepie naprawdę rozpoczął nowe życie. Chodzi mi raczej o czyn, który jest aktem heroizmu. Sylwek w rozmowie z naszą redakcją jak ognia unikał takiej oceny i w żaden sposób tak tego nie postrzega. Jest alumnem IV roku w Wyższym Seminarium Duchownym w Radomiu. Razem z kolegami z roku przygotowuje się do zbliżających się święceń kapłańskich. Te, według normalnego toku, nastąpią za dwa lata. Przeszczep widzi jako coś, co zrobiłby każdy. Czy naprawdę?
Medyczne statystyki mówią, że jest nieco inaczej. One pokazują najpierw, że to rodzice oddają swoje organy dzieciom. Przeszczepy w gronie rodzeństwa dokonują się dużo rzadziej, a jeśli już, to swoje organy znacznie częściej daje starsze rodzeństwo młodszemu niż odwrotnie. Sylwester Podgórski przełamał wszystkie statystyki. Jego nerka zaczęła pracować w organizmie starszego o kilka lat brata. Choć Sylwek o tym nie mówi, wiemy, że i jego organizm potrzebuje czasu, by zacząć w miarę normalne funkcjonowanie. Musi nauczyć się tego, że ma tylko jedną nerkę.
Dziennikarski news o przeszczepie? Zapewne w jakiejś mierze tak.
Jednak sprawa dotyka też formacji seminaryjnej, która przygotowuje do kapłaństwa. Oto w powszechnym i popularnym oglądzie lansowanym przez media niechętne Kościołowi klerycy są młodzieńcami zamkniętymi i odizolowanymi od świata. Oni - w myśl tego założenia - kiedyś staną się zimnymi funkcjonariuszami kultu, odległymi od problemów zwykłych ludzi. Czy naprawdę?