Obecne epicentrum międzynarodowego konfliktu ma chybiony cel. Zmaganie toczy się wokół dwóch ekstremizmów - tego islamskiego i tego ateistycznego. Tymczasem ofiarami padają Bogu ducha winni chrześcijanie.
Tzw. Państwo Islamskie nie pyta o wyznanie. Jesteś obywatelem Europy lub jesteś z nim jakoś związany, jesteś krzyżowcem. Należy ci się kara śmierci.
Dla Izraelitów rzeczą nie do pokonania i sprawą wręcz bluźnierczą była idea, by Bóg mógł stać się człowiekiem. I wtedy pojawiła się kwestia rozumienia jedynego Boga w islamie. Łączy nas z nimi przekonanie, że istnieje tylko jeden Bóg. Ale gdy my nazywamy Go Ojcem, wśród określeń Boga brakuje go w islamie. To sprawia, że my, chrześcijanie, podobnie jak żydzi i muzułmanie, wyznajemy wiarę w istnienie jedynego Boga, ale pojmujemy Go bardzo różnie.
Na te obrazy nakłada się europejska wizja agresywnego ateizmu, który sięgając początkami doby rewolucji francuskiej i niosąc na sobie dziedzictwo myśli XIX-wiecznej i XX-wiecznej Europy, ostrze krytyki wymierza w chrześcijaństwo. Nie ma Boga, a Kościół to siedlisko wszelkiego zła.
Islam nie postrzega tego w ten sposób. Europa to chrześcijaństwo i koniec. Co więcej, islamowi ateizującej się Europie udało się narzucić jego interpretację dziejów. Wyprawy krzyżowe w tym kluczu są pojmowane wyłącznie jako chrześcijańska agresja na pokojowy świat Proroka. Nie ma tam nic z tego, że wyznawcy Proroka zajęli Hiszpanię i w X w. dokonywali najazdów na Półwysep Apeniński, sięgając podnóża Alp, zagrażając kontynentowi.
Mam wrażenie, że gdy dziś Państwo Islamskie zapowiada ataki na Italię, wraca sytuacja sprzed niemal tysiąca lat. Wówczas nie było Unii Europejskiej. Nie było NATO. Był papież, jako jedyny zwornik Europy, i to on wezwał do obrony tamtego świata (przypomnijmy, że jeszcze nie odkryto Ameryki). Kto dziś skutecznie nas zwoła? Jakie znajdzie metody?