Jedni czują już ciarki na skórze, bo wiedzą, że to będą dni, które nie powtórzą się zbyt szybko. Drudzy nie wiedzą, w czym rzecz, a inni jeszcze myślą, że to sprawy mało istotne. 30 marca przywitamy w diecezji symbole Światowych Dni Młodzieży.
Było to ponad 40 lat temu. Byłem wówczas małym chłopakiem. Stawiałem pierwsze kroki jako ministrant. W mojej rodzinnej parafii miała się odbyć peregrynacja kopii Jasnogórskiej Ikony. Nie miałem wówczas najmniejszego pojęcia, że wędrówka tego obrazu miała tak dramatyczny przebieg. Nie wiedziałem, że obraz został aresztowany i zabrany ze szlaku nawiedzenia. Nic nie wiedziałem o tym, że po kraju wędrowały potem jedynie puste ramy. Tym bardziej nie wiedziałem, że w Radomiu na szlak nawiedzenia wrócił obraz wykradziony z jasnogórskiej niewoli. Ale pamiętam, że bardzo chciałem, by przed naszym domem udekorować ulicę. Wówczas był to mój ministrancki obowiązek.
Minęły lata i tamte sprawy zebrały mi się w jedno. Cieszę się, że tamte moje dziecięce pragnienia tak bardzo harmonizowały z tym, co wówczas przeżywał Kościół w Polsce. Kilka lat później, jako licealista, byłem na warszawskim Okęciu w chwili powitania Jana Pawła II, gdy po raz pierwszy przybywał do naszej ojczyzny. Słuchałem go „na żywo” na placu Zwycięstwa, gdy mówił „Niech zstąpi Duch Twój!”. Pamiętam, jak usiadłem na początku kazania, by przetrwać te chwile, gdy coś tam będzie mówił, a potem stałem i klaskałem oszołomiony jego słowami.
Nie piszę tego, by domagać się kombatanckich zasług, że - powiem znów „na żywo” - byłem świadkiem historycznych wydarzeń, ale dlatego, że wielka historia dzieje się blisko nas, także wtedy, gdy jesteśmy uczniami podstawówki i skromnymi licealistami i wydaje się nam, że sprawy wielkie dzieją się gdzieś daleko.
Piszę to także dlatego, że jestem głęboko przekonany o tym, iż zbliżająca się peregrynacja symboli Światowych Dni Młodzieży, a potem Światowe Dni Młodzieży 2016 r. wpiszą się w wielkie momenty naszej najnowszej historii. I później, gdy one staną się przeszłością, pojawi się proste pytanie (może postawią je dzieci na katechezie, może dzieci czy wnuki): "Co wtedy robiłeś? Byłeś jakoś zaangażowany? To były przecież twoje czasy".