- Nie chcemy od rządu żadnych pieniędzy. Chcemy ochrony naszych praw w Europie. Czy jesteśmy w Polsce, czy to już jest Germania i germanizacja Europy? - pytał Robert Stępień, właściciel jednej z radomskich firm transportowych.
"Moskwa nas niszczy, Berlin rujnuje. Polski rząd na to nie reaguje". "Chrońmy miejsca pracy w naszych firmach" - takie napisy pojawiły się na ciężarówkach biorących udział w proteście. Protest radomskich transportowców wpisał się w akcję, jaka została przeprowadzona w wielu miastach Polski. Około 70 TIR-ów zblokowało miejski odcinek krajowej "siódemki" w Radomiu. Protest polegał na tym, że kierowcy powoli poruszali się wzdłuż miejskiego odcinka krajowej "siódemki" od ronda warszawskiego do ronda przy ul. Maratońskiej. Przewoźnicy protestowali przeciwko ich zdaniem niezgodnym z prawem działaniom władz niemieckich, narzucających stawki minimalne w pracy kierowców.
Właściciele firm transportowych twierdzą, że przyjęcie przepisów narzuconych przez Niemcy spowodowałoby wzrost płac kierowców z 6-7 tys. zł do 15 tys., a takich obciążeń nie wytrzymałyby firmy. W rezultacie dochodzić będzie do bankructw firm transportowych i masowych zwolnień z pracy, a w rezultacie wzrostu bezrobocia.
- Nie chcemy od rządu żadnych pieniędzy, chcemy ochrony naszych praw w Europie. Nie może być tak, że pojazdy przy niedopełnieniu niemieckich przepisów skazane są na karę w wysokości 30 tys. euro. Zobowiązujemy się na każde wezwanie władz niemieckich przedstawiać czas pracy naszych kierowców na terenie Niemiec. Przedstawimy wszystkie dokumenty. Więc zadaję pytanie: Czy jesteśmy w Polsce, czy to już jest Germania i germanizacja Europy - mówił Robert Stępień, właściciel jednej z radomskich firm transportowych.
Po akcji na ulicach transportowcy wybierają się w środę, by protestować w Brukseli.