Myślicie, że rzecz idzie o chemiczne środki, które gdzieś wzięła młodzież i teraz będzie o czym mówić bez końca? To by dopiero była gratka!
Właśnie wróciłem z oazowego dnia wspólnoty, który Ruch Światło-Życie zorganizował w Skarżysku-Kamiennej, gdy kończy się pierwszy turnus rekolekcji. Jest wieczór, oglądam w telewizji konferencję ministra zdrowia po serii zatruć dopalaczami. Sporo gadania o modelu wychowawczym, ale nic o fundamentach, na których miałoby ono być budowane. Słyszę o różnych środowiskach, o miejscach, które formują młodych, ale ani razu nie pada słowo o formacji, jaką w okresie wakacji proponuje Kościół. Czyżby ta formacja produkowała osoby, które przyniosą kłopot nowoczesnemu społeczeństwu i poszerzy grono młodocianych ocierających się o różne patologie?
Gość Niedzielny już kilka lat temu pisał, że to właśnie Kościół jest największym organizatorem letniego wypoczynku dzieci i młodzieży. Dlaczego tak bardzo duży lęk budzi odwołanie do modeli sprawdzonych od pokoleń. Może dlatego, że wzbudziłoby to uśmiech i oskarżenie, że nowoczesny formator i diagnostyk proponuje średniowieczne metody mające się nijak dla współczesnego pokolenia młodych i nie można go traktować serio.
Od ponad trzydziestu lat spotykam się z ludźmi, którzy przeszli przez kościelną formację oazową. Ci starsi mają już swe rodziny i często dorosłe dzieci. Są fajnymi dorosłymi, którzy przynoszą wiele dobra społeczeństwu. Ci młodsi są fajnymi studentami i licealistami. Na serio biorą zachęty do budowania w sobie człowieka wolnego od uzależnień. A wszyscy rozpoczęli od pierwszego oazowego turnusu, na którym zaproponowano im silne i mocne dopalacze - Jezusa Chrystusa i Maryję, Matkę Kościoła, których obierają jako przewodników swego życia. One nie otumaniają, nie budzą postaw aspołecznych, agresywnych i niebezpiecznych.
Ten ostatnio modny dopalacz otrzymał nazwę "mocarz". Oaza proponuje o wiele większego Mocarza, który nie zabije ani tego, kto się z nim zetknie, ani tych, którzy spotkają się z oazowiczami. Oni wybrali prawdziwego Mocarza. Więc jak to mówił św. Jan Paweł II: "Nie lękajcie się!".