Akcją rozbicia więzienia w Radomiu i uwolnienia osadzonych tam żołnierzy AK 9 września 1945 r. dowodził por. Stefan Bembiński "Harnaś". Miesiąc wcześniej żołnierz AK uczestniczył w akcji rozbicia więzienia w Kielcach.
Z okazji 70. rocznicy akcji uwolnienia osadzonych w radomskim więzieniu Instytut Pamięci Narodowej w Miejskiej Bibliotece Publicznej zorganizował konferencję naukową, podczas której o akcji rozbicia radomskiego więzienia opowiadał historyk Marcin Sołtysiak. W dzień 70. rocznicy tamtych wydarzeń przed kościołem garnizonowym odbyły się uroczystości, którym przewodniczył bp Henryk Tomasik. – Panu Bogu dziękujemy za tych, którzy w swojej hierarchii wartości wysoko umieścili sprawę ojczyzny i drugiego człowieka. Dziękujemy Panu Bogu za ludzi, którzy 70 lat temu gotowi byli poświęcić swoje życie, często młode, by ratować towarzyszy i walczyć o prawdziwą wolność – mówił w homilii ordynariusz radomski. Po Eucharystii uczestnicy przeszli z placu przy kościele garnizonowym przed byłe więzienie, gdzie pod tablicą upamiętniającą uwolnienie uwięzionych złożono wieńce i wiązanki kwiatów.
Rozbicie ubeckiego więzienia w Radomiu było aktem odwagi, ale też konieczności i żołnierskich więzi. Wchodzący od stycznia 1945 r. na nasze ziemie żołnierze Armii Czerwonej nieśli kres hitlerowskiej okupacji, ale przynosili też nowe komunistyczne porządki. Swoistym znakiem była niemiecka katownia w Radomiu przy ul. Kościuszki 6, która stała się także katownią nowych gospodarzy. Podobnie więzienie – po tzw. wyzwoleniu stało się miejscem, gdzie zaczęto osadzać żołnierzy Armii Krajowej.
Radomska kamienica przy Kościuszki 6. Tutaj mieściła się ubecka katownia
Marta Deka /Foto Gość
Uwięzieni tam żołnierze i partyzanci byli poddawani nie tylko represjom, ale też byli mordowani, bardzo często bez sądu. Por. Stefan Bembiński "Harnaś", dowodzący akcją rozbicia radomskiego więzienia, pisał w swoich wspomnieniach: "Wczesnym rankiem wykonywano codziennie wyroki śmierci. (...) Kat, Wacław Ziółek, występujący przy wykonywaniu tej czynności w polskim mundurze porucznika, zjawiał się w więzieniu po południu. (...) Kazał oddziałowemu otwierać cele ze skazańcami i z korytarza przyglądał się im. Taksował każdego. Był dobrym rzemieślnikiem. Za każdy wyczyn otrzymywał 600 do 700 ówczesnych zł. Potem wychodził na zewnętrzne podwórko, sprawdzał, czy na drodze przemarszu ze skazanym nie ma zanieczyszczeń, kamieni, kawałków żelaza czy drewna. Z kolei kierował się do garażu. Sprawdzał, czy pętla dobrze się zaciska, czy urządzenie uruchamiające zapadnię działa cicho i sprawnie. Potem wychodził z więzienia i zjawiał się rano".
Atak na więzienie odbył się w tym miejscu. Dziś mieści się tu wejście do radomskiej kurii biskupiej
Marta Deka /Foto Gość
Akcja rozbicia więzienia w Radomiu była wzorowana na wcześniejszej akcji w Kielcach, którą dowodził Antoni Heda "Szary". "Harnaś" był w Kielcach, dowodził tam jedną w grup. W Radomiu stał się głównodowodzącym. Akcję omówiono szczegółowo w mieszkaniu ks. Stanisława Sikorskiego "Jęka", kapelana AK, a mózgiem akcji był ppłk Zygmunt Żywocki "Wujek".
Grupy zabezpieczenia zneutralizowały ubeckie posterunki przy ul. Kościuszki i Reja. Główna grupa uderzeniowa rozbiła wejście do więzienia i potem – co ważne, przy pomocy niektórych ze strażników – uwolniła prawie 300 osadzonych. Ciekawa rzecz! Żaden z nich nie był potem nękany przez komunistyczne władze. Inaczej było ze strategami akcji. "Harnaś" został aresztowany jeszcze we wrześniu 1945 roku. Skazano go na karę śmierci. Potem została ona złagodzona. Na wolność wyszedł w 1952 roku. Pracował jako pracownik budowlany, a potem prowadził gospodarstwo warzywnicze. Po upadku komunizmu był senatorem I kadencji. Zmarł w 1998 roku.
Historyk Marcin Sołtysiak (z lewej) z Józefem Łyżwą "Łowiczem", ostatnim żyjącym żołnierzem, który brał udział w akcji rozbicia radomskiego więzienia
ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość