Po drodze nie było łatwo, ale (niestety) udało się, a przeszkód było naprawdę wiele. Dla uczczenia 97. rocznicy odzyskania niepodległości uczestnicy ruszyli sprzed katedry i ostatecznie doszli na rynek.
Rocznicowy pochód rozpoczął się przed katedrą. Stamtąd uczestnicy poszli najpierw przez park Kościuszki w kierunku Urzędu Miasta. Tutaj pojawiły się pierwsze znaki niepokoju. Ten zasadniczy to pytanie, czy uczestnicy zdołają uniknąć obecności gołębi i innych ptaków, które - znacząc swoją obecność - nie znają szacunku zarówno dla zwykłych przechodniów, jak i dla uczestników wyjątkowych przemarszów. Ryzyko było wielkie, ale nie mamy informacji, by ktoś się uskarżał, że tutaj poniósł fizyczne i moralne szkody. No a po drodze przez park znajduje się popiersie Fryderyka Chopina. Czy maszerujący nie zechcą go jakoś spostponować? Ale udało się. Mimo obaw, bo kto wie, co komu przyjdzie do głowy, wszystko przeszło spokojnie. Monument nie ucierpiał.
Marsz wchodzi na deptak przy ul. Żeromskiego. Tutaj rocznicowym wędrowcom przyszło wejść na szlak, gdzie toczy się życie radomskich kafejek i kawiarni. Czy ten marsz nie zakłóci ich funkcjonowania? Na szczęście nic takiego się nie dokonało (a szkoda!).
Marsz idzie więc dalej. Świąteczny korowód zbliża się do rynku. Staje wreszcie przy pomniku Czynu Legionowego. Z góry spogląda Legionista Piłsudskiego. Nadal jest jakoś przekrzywiony. Może tym razem nie wytrzyma i upadnie? Trzeba uważać, bo będą przemówienia i będą tuż pod nim składane wiązanki kwiatów. Nie upadł. No to (niby) dobrze.
No a do tego otoczenie. Nie brak wśród mieszkańców ludzi niechętnych takim obchodom. Oto któryś z nich w niewybredny sposób wyraził swą dezaprobatę.
I jeszcze jedna sprawa na rynku: miejsce dla VIP-ów przygotowano pod specjalnym namiotem. Ale czy on wytrzyma? Wczoraj i przedwczoraj przecież tak mocno wiało. Oby konstrukcja oparła się ewentualnej nawałnicy, bo jeśli nie, to będzie totalna klapa. No a do tego dwie platformy dla widzów. Niby solidne, ale barierki coś zbyt wysokie. Dzieci łatwo mogą nie znaleźć oparcia, a o nieszczęście tak łatwo! Ostatecznie można powiedzieć: wszystko przebiegło bez zarzutów.
Człowieku, gdzie tu jakieś konkrety?! Co tam się działo? Kto był, co mówił, jak to wszystko wyglądało w konkretach?! - zapyta Czytelnik tego felietonu.
Odpowiadam. Pisałem ten felieton po powrocie z radomskich obchodów Święta Niepodległości, obserwując relacje z Marszu Niepodległości na kilku mainstreamowych kanałach naszej telewizji. Postanowiłem przejąć narrację tych publikatorów, przenosząc ją na nasze radomskie realia. W nich też nie znalazłem odpowiedzi na te proste pytania: Co tam się działo? Kto był, co mówił, jak to wszystko wyglądało w konkretach? Za to było tak dużo o ewentualnych zagrożeniach, których nie było.
Nie jestem jakimś fanatycznym zwolennikiem organizacji nacjonalistycznych. Ale marsz tysięcy ludzi rodzi pytania, na które mainstreamowi dziennikarze nawet nie próbowali odpowiadać: Gdzie tu jakieś konkrety?! Co tu się działo? Kto, co, jak?!
Ten przekaz był niczym oryginalna w formie relacja z konkursu piosenki, gdzie w tle widać śpiewających artystów, ale bez dźwięku, bo ten wyłączono, a o konkursie opowiadają gadające głowy. Relacje były niczym transmisja z finału zawodów sportowych, gdzie zawodnicy startują, ale nie wiadomo, kto i czego akurat dokonuje, bo w studiu eksperci dywagują o sporcie. No i do tego niespełnione marzenie: nie stało się to, na co tak bardzo żeśmy czekali. Miały być burdy, a tych zabrakło. Jaka szkoda!
A jeśli chodzi o radomskie obchody Święta Niepodległości, zapraszam na relację i galerię tutaj.