Czy wobec ostatnich zamachów i głosów o zagrożeniach Światowe Dni Młodzieży są bezpieczne? W domyśle: czy jest sens, by je organizować?
Te pytania z owym wyczuwalnym podtekstem pojawiły się krótko po paryskich zamachach w szeregu maistreamowych publikatorów. Obawy, choć bez paniki, ale z troską o solidne przygotowanie, wyraził kard. Stanisław Dziwisz, metropolita krakowski. I nie trzeba było długo czekać, by te same pytania pojawiły się w niektórych radomskich mediach. Co za troska? Co za zaangażowanie?
W programie przygotowań do przyszłorocznych Światowych Dni Młodzieży bierzemy udział od miesięcy. To poniekąd nasz obowiązek, jako medium katolickiego.
Wobec tych pytań moje zdziwienie budzi pewien fakt. Otóż, w toku tych miesięcy odbyły się dziesiątki narad organizacyjnych, cała mnogość spotkań młodych, akcje nie tylko w kościołach, ale też na placach miast. I co? Jakoś podczas tych eventów - mówiąc językiem nowoczesnej neutralności światopoglądowej - nie dostrzegłem reprezentantów tych dziś zatroskanych mediów. Były wydarzenia, które gromadziły setki, a czasem tysiące młodych. A owe media milczały, nie przysyłały swoich dziennikarzy. Jakoś nonszalancko czy niefrasobliwie, bo nie chcę powiedzieć, że planowo, pomijały te wydarzenia. Oni dziś leją mickiewiczowskie "łzy czyste, rzęsiste": czy wobec ostatnich zamachów i głosów o zagrożeniach Światowe Dni Młodzieży są bezpieczne? W domyśle: czy jest sens, by je organizować?
Jeśli zachodzą takie obawy, to może najpierw zawieśmy w tym roku transmitowanego przez duże stacje telewizyjne sylwestra na placach miast. Poprośmy szefa i wolontariuszy Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy o roczną pauzę, a potem o takież zaniechanie w przyszłym roku, jeśli chodzi o Woodstock. W lutym dajmy sobie spokój z walentynkami. Po Bożym Narodzeniu nie róbmy poświątecznych wyprzedaży w sklepach i marketach. Zrezygnujmy z ulicznych maratonów i wielu, wielu innych imprez masowych.
A może owym "zatroskanym" chodzi o zupełnie inny strach? W istocie nie ten przed terroryzmem, ale przed religijną "inwazją", która pokaże naszym młodym, że w wielu krajach świata ich rówieśnicy żyją wiarą, a nie światopoglądowo neutralną papką o niczym i nikim? Może to strach, że gdy nasi goście wrócą do swoich krajów, młodzi u nas zostaną na trwałe zainfekowani wiedzą o świecie inną niż ta, którą dzień po dniu sączą "apostołowie" niby nowoczesności, niby postępu i niby prawdy?
Owszem, martwi mnie bezpieczeństwo tysięcy młodych podczas ich pobytu w naszej diecezji i potem w Krakowie. I myślę też o sobie, bo chcę towarzyszyć tym, którzy przyjadą do nas, i zamierzam wybrać się do Krakowa. Ale mamy jeszcze 8 miesięcy. Jesteśmy boleśnie mądrzejsi o wydarzenia w Paryżu. Trzeba więc zaangażować sztaby ludzi, którzy znają się na zapobieganiu aktom terroru i trzeba ŚDM solidnie zabezpieczyć. Niech to spotkanie, wbrew czarnowidzom, odbędzie się pomyślnie. A w efekcie młodzi z różnych stron świata pokażą nam, dorosłym, że nasz świat nie zmierza ku zagładzie, ale ku nowej nadziei.