Ponoć wraca komuna. A może komuś marzy się, by komuna wróciła?
Było to w grudniu 1981 r. Zaczynały się zimowe bożonarodzeniowe ferie. Od dziesięciu dni trwał stan wojenny. Byłem wówczas klerykiem II roku studiów. Wyjeżdżaliśmy z dworca kolejowego w Sandomierzu późnym wieczorem. By pojechać na święta do domów, musieliśmy najpierw otrzymać specjalne pisemne pozwolenia od reżimowych władz. Pociąg przyjechał punktualnie, ale był dziwnym składem. Pamiętam, że był długi i cały oświetlony, ale tylko pierwsza jego część została otwarta dla pasażerów. Jechaliśmy w ogromnym ścisku. Pozostała część pojechała oświetlona i pusta. Dlaczego pusta? Nie wiem.
Po feriach wracaliśmy do seminarium, znów późnym wieczorem. Piszę w liczbie mnogiej, bo w mojej rodzinnej parafii było wówczas kilku alumnów. Jak się okazało, złamaliśmy prawo o godzinie policyjnej. Nie mieliśmy pozwoleń, by być na dworcu o tak późnej godzinie. Zanim przyjechał nasz pociąg, zawieziono nas na posterunek milicji, celem złożenia stosownych wyjaśnień. Ostatecznie pociąg opóźnił się, a my, wypuszczeni z komisariatu, zdołaliśmy do niego wsiąść. Do Sandomierza dojechaliśmy rankiem, gdy nie obowiązywała już godzina milicyjna.
To nie jest jakieś kombatanckie wspomnienie. Nie stała się nam żadna krzywda. Ot drobny epizod. Ale ten wspominam dzisiaj, gdy słyszę głosy o wręcz powrocie totalitaryzmu.
Gdy my spędzaliśmy świąteczne ferie w domach, tysiące ludzi było internowanych. I oni, i my przeżywaliśmy Boże Narodzenie w zupełnie innych okolicznościach. Dla mnie czymś smutnym była Pasterka nie o północy, ale o 22.00, by wierni wrócili do domów przed przesuniętą na 24.00 godziną milicyjną. Dla tamtych, internowanych, tamto Boże Narodzenie, było dniami bez rodzinnych Wigilii, bez świątecznego stołu z opłatkiem z obecnością najbliższych.
I oto teraz, po ponad 30 latach od tamtych niezapomnianych świąt, lider jednej z partii opozycyjnych martwi się o to, że szef wiodącej w parlamencie partii zaburzy nam przeżycie świąt.
Daleko mi do partyjnych ocen i sympatii. Ale tak sobie myślę. Ów lider nie daje owym świętom imienia. Zapewne ma na myśli całą otoczkę, jaka towarzyszy naszemu Bożemu Narodzeniu. I tutaj moje pierwsze pytanie. Czy ów szef wiodącej w parlamencie partii zaburzył przedświąteczny zakupowy ruch? W sklepach i dużych marketach wzmożone poruszenie. Sprzedawcy kuszą propozycjami prezentów. Mikołajowe z długimi brodami zapraszają do zakupów.
I drugie z pytań. Czy ów szef wiodącej w parlamencie partii rzucił jakiś cień na religijną sferę przygotowań do Bożego Narodzenia?
Spory o Trybunał Konstytucyjny to sprawa ważna dla funkcjonowania naszego państwa, ale nie mieszajmy w to sfery przeżyć religijnych. One są ponadczasowe i nie ulegają doraźnym interesom politycznym.