Wciąż słyszę o nadchodzącej gwiazdce. Co to ma być za zjawisko? Już mnie to po prostu męczy i umieram z ciekawości. Nic też nie rozumiem z tego, że są to jakieś magiczne święta.
Zbliża się gwiazdka, czyli co? Nad naszą planetę nadciąga jakaś zabłąkana planetoida, która ma odmienić nasze losy? Tym dniom, zgodnie z medialnymi przekazami, przyświeca jakaś magia. Co ona oznacza? Magia to wywieranie wpływu poprzez jakieś określone czynności i rytuały na nadprzyrodzoność, by ta działała tak, jak my chcemy. W magii nie ma nic romantycznego. Magia to raczej coś zgoła mrocznego.
Od iluś lat postrzegam Boże Narodzenie jako szczególnie sieroce święta. Świat się zatrzymuje, ma coś obchodzić, ale sam z roku na rok nie wie, dlaczego tak robi. Z prezentami biegają brodaci Mikołajowie. Towarzyszą im cierpliwe renifery. Jest fajnie i miło, tylko z jakiej okazji dzieje się to wszystko?
Ten cały zamęt przypomina mi liczenie lat. Mimo że minęło ćwierć wieku od upadku słusznie minionego ustroju, nadal w opisywaniu przeszłości posługujemy się komunistycznym nazewnictwem. Mówimy powszechnie, że to czy tamto działo się przed naszą erą lub w II czy III wieku naszej ery. W językach zachodniej Europy tego nie ma. Włosi datują I d.C., a skrót znaczy dopo Cristo, czyli po Chrystusie, podobnie się to ma w krajach języka angielskiego czy niemieckiego. A my nadal tkwimy w posowieckim datowaniu "przed naszą erą" i "naszej ery". A co to za era, w której żyjemy? Jej pierwszy rok, nawet jeśli jej twórca mnich Dionizy pomylił się o kilka lat, odwołuje się do narodzin Jezusa Chrystusa. Dzieje naszej planety wyznaczają nazwy: era dinozaurów, era zlodowaceń, era karbonu, prekarbonu, permu i wielu innych. I w tym kontekście czymś dziwnym jest to, że erze, którą zapoczątkowało narodzenie Jezusa Chrystusa, odmawiamy stosownej nazwy, nazywając ją jakąś nieokreśloną "naszą erą". Cała zachodnia Europa, nawet jeśli niemal wyschły jej chrześcijańskie korzenie, pisząc o przeszłości, datuje "przed Chrystusem" i "po Chrystusie". A my co?