Gdy czytam lub słucham o świętych, lubię dowiadywać się o solidnym historycznym tle ich życia. Wówczas o to, na czym polega ich znaczenie, bardziej pytam historyków Kościoła niż łzawych hagiografów. I, co tu dużo mówić, o wiele bardziej rozumie się ich drogę do świętości.
Solidny kontekst życia i działalności osób później uznanych za świętych bardziej przekonuje mnie o ich świętości niż pełne łzawych i sentymentalnych opowieści o tym, że choć żyli na ziemi, bardziej byli obecni w niebiańskich zaświatach.
Taki jest królewicz Kazimierz. Męczą mnie jego obrazy, na których postrzegam go jako osobę malowaną w nienaturalnych pozach. Mistycznie wygięty, zbliża się do Pana Boga. Ale czy to takie pozy zapewniły mu sięganie do świętości?
Owszem, był mistykiem, ale przecież obok tego jego najlepszymi nauczycielami byli mistrzowie rodzącego się renesansu, jak choćby Kallimach. I jako ich uczeń sprawdzał się w czasie, gdy ojciec powierzył mu rządy nad Koroną.
Ojciec, król Kazimierz Jagiellończyk, udał się na Litwę, by zatrzymać zakusy Rusi, która knuła, by objąć swoimi wpływami tereny pozostające pod władaniem Rzeczypospolitej. Wówczas królewicz Kazimierz, mający pod rządami Koronę, twardo stąpał po ziemi. Domagał się sprawiedliwości. Rządził mądrze i wybitnie. Zanosił się na wyjątkowego władcę. Zmogła go gruźlica, wówczas choroba nieuleczalna. Jaka byłaby Rzeczpospolita, gdyby nie umarł przedwcześnie?
Historycy nie lubią gdybania, bo badają to, co się wydarzyło, a nie to, co mogłoby się zdarzyć. Hagiografowie też zamykają swoje analizy w momencie, gdy święty kończy ziemskie życie.
Królewicz Kazimierz umarł jako młodzieniec. Nie został królem, ale został wyniesiony na ołtarze. Jest świętym Kościoła katolickiego. Patronuje Litwie i od ponad ćwierć wieku diecezji radomskiej. Dla wierzących jest postacią wyjątkową. Dla innych, dla których jego głęboka formacja religijna nie ma większego znaczenia, jest tylko postacią, która zaistniała w dynastii jagiellońskiej, ale zgasła, zanim zabłysła.
I tak to stajemy wobec odpowiedzi na fundamentalne pytanie, czy chrześcijaństwo i jego wymagania mają jakieś znaczenie. 1050 lat temu nasi przodkowie, decyzją księcia Mieszka, przyjęli chrzest. Ówczesna wschodnia Europa była tyglem. Zdaniem wielu historyków, gdyby nie tamta decyzja Mieszka, nasze zachodnie ziemie przejęliby Niemcy, te południowe znalazłyby się pod panowaniem Czechów, a te na wschodzie ostatecznie opanowałaby Ruś. Nie powstałaby Polska, a Kazimierz królewicz, syn Kazimierza, nawet gdyby się urodził, nigdy nie zaistniałby w historii, bo nie byłoby Jagiellonów.