Walka, by nie powiedzieć wojna, trwa w naszym społeczeństwie w najlepsze. Frontów jest co najmniej kilka. A ja mam cichą prośbę, bo idą największe z naszych świąt.
Tego zgiełku mnóstwo w naszych mediach. Oto np. jedna ze znanych osób pisze do TVP 2, że ta przemilczała tegoroczny rekord jego orkiestry. W innych stacjach kompletnie zabrakło relacji o X Zjeździe Gnieźnieńskim, a przecież mamy jubileusz 1050. rocznicy chrztu Polski. Do tego Trybunał Konstytucyjny i cały zamęt wokół niego, łącznie z marszami opozycji. Racje za i przeciw - często bez argumentów, ale za to pełne wymyślnych prób wyśmiania, obrażenia, przestraszenia.
Nie chcę pomijać, czy pomniejszać żadnej ze spraw, ale w tych dniach byłem na kilku wydarzeniach, w których także brali udział Polacy. Oni przecież też są takimi samymi obywatelami, jak ci z pierwszych stron gazet, internetowych portali czy żarliwych debat w sieci. Co to za wydarzenia? Ot, choćby Ekstremalna Droga Krzyżowa, rekolekcje szkolne czy parafialne przed zbliżającą się Wielkanocą. Niby małe i drobne wydarzenia? Niekoniecznie. One dzieją się w tysiącach parafii i w sumie liczbą uczestników przekraczają to, o czym mówią nasze przekaźniki.
Walka była, niestety, zawsze jakimś wyznacznikiem tego, czym żyją społeczności. I świadomi tego byli ludzie średniowiecza, epoki, którą tak chętnie i szybko nazywamy czasem ciemnym. Ale właśnie wtedy, tamci ludzie, ponoć ciemni, co jest zresztą wielką krzywdą w ich ocenie, byli społecznością o wielkim poczuciu realizmu. Wobec wojen i nieustannych konfliktów wypracowali ideę tzw. pokoju Bożego.
Pokój Boży, a dokładnie pokój i rozejm Boży (łac. pax et tregua Dei) był zespołem konwencji, które ogłosił Kościół katolicki. Po raz pierwszy wprowadził je w końcu X w. synod w Charroux. Chodziło o to, by podczas działań wojennych obiektami i osobami chronionymi byli: kobiety, dzieci, starcy, chłopi, kupcy i podróżni, a ponadto: kościoły, klasztory, młyny, promy, siedziby sądów i domy. Ideę rozejmu Bożego doprecyzował Oliba, hiszpański zakonnik, na początku XI w. Postulował on bezwzględne zawieszenie broni w określonych dniach tygodnia i okresach, a tutaj w czasie Adwentu i Wielkiego Postu. Powstrzymanie się od walki miało pomóc stronom konfliktów na godne przeżycie wielkich świąt chrześcijańskich. „Winni naruszenia tych zakazów podlegali ekskomunice kościelnej, następnie jako gwałciciele pokoju (violatores pacis) pociągani byli przed trybunały pokoju tworzone przez ligi biskupów i co rozsądniejszych feudałów” - głosiły prawne postanowienia. Stare przepisy, ale godne przyjrzenia się i przystosowania do naszych czasów.
Wchodzimy w ostatnie dni Wielkiego Postu. Przed nami dni najważniejsze dla chrześcijan. A obok tego wielkie społeczne napięcia, które mają się nijak do tego, czym żyją ci, którzy nocą idą szukać duchowej odnowy, i ci, którzy na koniec rekolekcji klękają setkami tysięcy przy kratkach konfesjonałów.
Nie chodzi mi o to, by spory zagłaskać, zminimalizować i ostatecznie zamieść pod dywan. Myślę o tym, że tak wielu uczestników naszej społecznej debaty i ostrego sporu, choć należy do różnych partii i opcji politycznych, czuje się członkami społeczności Kościoła i gdzieś obok tych gorących sporów czuje bliskość Wielkiego Tygodnia i świąt Wielkanocy. Może trzeba dać sobie czas w te wyjątkowe dni na ten pokój Boży z „ciemnego” średniowiecza.
Niedawno rozmawiałem z kolegą, który pracuje w mediach regionalnych w moim rodzinnym Opocznie. Opowiadał mi o sprawie, która wymaga uściśleń, rzetelnych wspomnień tych, co jeszcze żyją. Chodzi o pewien kościół w opoczyńskiem. Na razie nie chciał mówić, o którą parafię chodzi. To było w czasie okupacji. Otóż w Święta w kościele na liturgii stawili się Niemcy. I oto do kościoła na tę samą liturgię weszli także polscy partyzanci. Zaczęła się Msza św. Uczestniczyli w niej razem, jedni i drudzy. Na czas tej chwili zawiesili totalną wrogość. Potem wrócili - jedni do miejsca zakwaterowania na okupowanym terenie, drudzy do lasu. To byli śmiertelni nieprzyjaciele, a przecież uszanowali wyjątkowość świątecznego czasu. Czy my, jako jeden naród, nie potrafimy zrobić czegoś więcej?