Im bliżej do Światowych Dni Młodzieży, tym bardziej budzą się lęki. Które są prawdziwe, a które zdają się sterowane?
Wybaczcie, drodzy Czytelnicy, że rozpocznę od osobistego wspomnienia. W czerwcu 1979 r., jako licealista, brałem udział w pierwszej pielgrzymce Jana Pawła II do Polski. Byłem wśród witających papieża na lotnisku Okęcie. Uczestniczyłem w Mszy św. na placu Zwycięstwa, gdy papież wołał: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi”. Z Warszawy pojechałem na południe Polski, by uczestniczyć w liturgiach na terenie koncentracyjnego obozu Auschwitz-Birkenau, a potem w Krakowie. Po kilku dniach wróciłem do domu i na zajęcia w moim liceum. I tutaj musiałem się tłumaczyć z niemal tygodniowej nieobecności w szkole. Miałem zaświadczenie od rodziców, które przedstawiłem wychowawczyni. Pismo od rodziców wystarczyło, by zatrzymać inne szkolne konsekwencje. Chwała mojej wychowawczyni, że zechciała uznać tamto rodzicielskie pismo, bo przecież i ją w tamtych czasach mogły spotkać jakieś represje. Wówczas ja, niby bohater, uczeń opoczyńskiego liceum, stałem się uczestnikiem wydarzeń, które miały zmienić bieg wydarzeń ówczesnego świata.
I oto po tylu latach, dziś jako dojrzały człowiek, znów mam witać papieża. Później witałem Jana Pawła II w 1983 r. jako kleryk, potem jako ksiądz witałem go w 1987 i 1991 r. w Radomiu. Po iluś kolejnych latach cieszyła mnie wizyta Benedykta XVI w Polsce. A teraz do Polski ma przyjechać papież Franciszek, by wziąć udział w Światowych Dniach Młodzieży.
I tutaj zaczynają się schody. W kontekście przeszłości, w promocji nadchodzących dni, mam skapitulować, bo - w przekazie kilku mediów - krakowskie Światowe Dni Młodzieży winny okazać się totalnym fiaskiem. Finansowo mają stracić wszyscy, mimo że do tej pory w tym względzie zyskiwało każde z miast goszczących pielgrzymów. 300 mln widzów, którzy obejrzą krakowskie dni z papieżem za pośrednictwem mediów, wręcz darmowa promocja miasta, nieosiągalna żadnym innym programem promocyjnym, ma mieć się nijak w kontekście czarnych wizji.
A na koniec rodzi się zestawienie z kolejnym Przystankiem Woodstock. Jestem jak najbardziej daleki od szukania podczas tej imprezy terrorystycznego zamachu. Ale mam prawo pytać. Przystanek Woodstock odbywa się tuż przy niemieckiej granicy. Za nieodległą Odrą, graniczną rzeką, są obozy uchodźców i imigrantów. Stąd na woodstockowe pole jest dużo, dużo bliżej niż do Krakowa. Skąd więc taka troska o bezpieczeństwo podczas Światowych Dni Młodzieży i skąd takie medialne milczenie, jeśli chodzi o kolejny Woodstock w Kostrzyniu nad Odrą? Przecież w poprzednich latach gromadziło się tam dobre pół miliona osób.
Mam wrażenie, że troska o terrorystyczne zagrożenie podczas Światowych Dni Młodzieży jest w istocie zabiegiem wielu środowisk, by te dni zgromadziły jak najmniejszą liczbę uczestników. Mimochodem w moim osobistym wspomnieniu wraca coś z czasu pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Komunistyczny aparat bardzo dbał o to, by papieża Polaka witało jak najmniej Polaków.
W tym kontekście rodzi się też proste pytanie. Udział setek tysięcy młodych z całego świata podczas Światowych Dni Młodzieży jest zagrożony terrorystycznym zamachem. A może raczej ci młodzi są elementem zagrażającym laickiej wizji Europy? Udział w Światowych Dniach Młodzieży zapowiedzieli młodzi ze 180 krajów świata. „Nie lękajcie się!” - wołał w dniu rozpoczęcia swojego pontyfikatu Jan Paweł II, potem twórca Światowych Dni Młodzieży. Cóż mamy odpowiedzieć?