Wybrałem się z dziennikarskiej ciekawości. Chciałem naocznie zobaczyć to, o czym donoszą media.
Gdy mówiłem o pomyśle moim znajomym, nie tylko duchownym, widziałem w ich oczach zdumienie. A pojawiały się także pytania: "Czyżbyś zmienił poglądy?".
Ale w moim pomyśle rzecz nie szła o poglądy, lecz o bycie w środku. O naoczne przyjrzenie się temu, jak to wygląda.
I co?
Uczestnicy rozpoczęli od spotkania w miejscu dawnej bramy Zakładów Metalowych, skąd wyszli robotnicy 25 czerwca 1976 r. Teraz nie było niepewności, co stanie się dalej. Wszystko było przygotowane: transparenty, flagi – te biało-czerwone i unijne. Atmosfera bardziej radosnego pikniku niż buntu.
Nie umiem liczyć tłumu, więc nie potrafię powiedzieć, ile było osób. Autokary, zaparkowane gdzieś w pobliżu i z pozaradomskimi rejestracjami, dowodziły, że sporo z obecnych to ludzie z zewnątrz. Naprzeciw sceny, skąd przemawiano, z okna ktoś wywiesił transparent z napisem: „KOD – Targowica”. Czasem jakiś samochód jadący sąsiednią ulicą 1905 r. zwalniał, a z otwartych okien słychać było okrzyki, by uczestnicy jak najszybciej wyjechali z miasta (to trzeba przełożyć na bardziej nieparlamentarne słownictwo).
A co ja w tym wszystkim? Obserwowałem uczestników, którzy naprawdę wyglądali na ludzi, którzy szczerze wierzą w to, co robią. Było wśród nich trochę młodzieży. Byli też dorośli, niektórzy bardzo dorośli. I, patrząc szczególnie na tych ostatnich, pytałem sam siebie: "Dziś demonstrujecie, państwo, w absolutnym poczuciu bezpieczeństwa. Ale w 1976 r. byliście przecież dorośli. Co robiliście wtedy? Po której byliście stronie? Jakie mieliście wówczas poglądy?".
Wiem, że te retoryczne pytania nie dotyczą wszystkich. Na marszu nie spotkałem prezydenta Bronisława Komorowskiego. Musiałem opuścić marsz KOD wcześniej i spieszyć na Mszę św. przed pomnikiem Czerwca ’76, bo czas naglił. Ale Pana Prezydenta spotkałem rok wcześniej, gdy był w Radomiu i przy ul. Moniuszki opowiadał o swoich wizytach w Radomiu, by wspierać represjonowanych robotników. Szkoda, że teraz nie był pod pomnikiem, jak był bodajże dwa lata temu, bo tam też była Polska. Ona, choć podzielona, jak podzielone są politycznie Niemcy, Wielka Brytania, Francja czy inne kraje, jest przecież jedna.