Stan wojenny? Miałem wówczas 20 lat

Ponoć były to dni pełne kultury. Mam zupełnie inne wrażenie.

Byłem wtedy klerykiem II roku studiów. Swoiście zamknięty w domu formacji w seminarium w Sandomierzu, nie byłem i nie miałem szans być działaczem opozycyjnego podziemia. Czyli w kluczu ferowanych dziś wielu ocen, nie mogłem doświadczyć jakiejkolwiek grozy i niebezpieczeństwa tamtych dni. Byłem po swoistej stronie dni pełnych kultury.

Ale jednak jako kleryk czekałem na wyjazd do domu na święta. A tu potrzeba było pozwolenia i do tego dochodził brak możliwości zadzwonienia do domu, by dowiedzieć się, co się dzieje z mamą, od niedawna wdową, czy nieletnią siostrą.

Potem pozwolenie na opuszczenie Sandomierza i wyjazd do domu. Na dworzec w Sandomierzu przyjechał późnym wieczorem pociąg. Pamiętam, cały był rozświetlony, ale do połowy pusty. Dlaczego? Nie wiem. Wsiadaliśmy do tej otwartej połowy w ogromnym ścisku, a ta druga połowa jechała całkiem pusta. Może zarezerwowano ją na jakąś szczególną okoliczność? Nie mam pojęcia.

A potem to Boże Narodzenie. Pasterka - nie o północy, ale o 22.00. Chodziło o to, by jej uczestnicy wrócili do domów przed północą, bo komisarz stanu wojennego w Opocznie pozwolił, by w noc Bożego Narodzenia godzina milicyjna zaczęła się nie o 23.00, ale o północy.

Potem, po świętach, wracaliśmy do seminarium. Piszę „my”, bo było nas kilku kleryków. Zjawiliśmy się na dworcu kolejowym w Opocznie nocą. Nie mieliśmy przepustek. Złamaliśmy prawo o godzinie milicyjnej. Załadowali nas do „gazika”. Zawieziono na komisariat milicji. Baliśmy się bardzo. Potem był jakiś telefon i transport tym „gazikiem” z powrotem na stację kolejową. Ostatecznie pojechaliśmy nocnym pociągiem do Skarżyska, a potem Sandomierza.

Ktoś zapyta, po co to piszę. Otóż, to wspomnienie szarego Polaka z pierwszych dni stanu wojennego. Nie był internowany. Nie miał więc okazji doświadczyć uciążliwości stanu wojennego. Ale przecież jakoś poznał tamte uwarunkowania.

Dodam, że nieco pół roku później byłem w Zakopanem. Razem z kolegami postanowiliśmy uczcić 600-lecie obecności obrazu Matki Bożej na Jasnej Górze, zdobywając dla Niej Rysy, a potem pojechać na uroczystości w Częstochowie. Do Zakopanego przyjechaliśmy pociągiem w środku nocy. Do świtu było jeszcze kilka godzin. Gdy zaczęliśmy na dworcu rozkładać śpiwory, by tutaj przeczekać do poranka, bo nie było wolno opuszczać dworca, przyszli jacyś agresywni mężczyźni, którzy szturchańcami i kopniakami postanowili budzić śpiących.

Nie jestem i nie czuję jakimś czynnym opozycjonistą. Raczej widzę siebie jako typowego obywatela PRL. Owszem, tylko i tylko jako kleryk tamtych czasów, mam świadomość, że ówczesne służby założyły mi teczkę i dlatego jestem kimś innym, wybranym - przez tamte władze.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI: