Ks. Piotr Ostrowski umarł w dniu tej samej uroczystości, co 10 lat temu alumn Jakub Płusa. Obaj pochodzili z tej samej parafii.
- Nie umiem odczytać tego znaku, ale to z pewnością jest dla nas jakieś przesłanie - mówi ks. Artur Lach, proboszcz starachowickej parafii pw. Najświętszego Serca Jezusowego. O zbieżności dnia śmierci mówi wiele osób, które znały obu. - Jakub był moim kolegą z klasy ze szkoły podstawowej. Piotr był o 3 lata starszy. Ale znaliśmy się wszyscy, bo gromadził nas nasz parafialny kościół. Dla nich - ministrantura, dla mnie - śpiew w chórze. Kuba odszedł po chorobie nowotworowej jako kleryk III roku, a Piotr - jako młody ksiądz. Gdy jeszcze był klerykiem, spotykaliśmy się w seminarium, bo ja studiowałam tam w Instytucie Teologicznym. Zawsze życzliwy, uśmiechnięty, gotowy pomagać. Napisałam na Facebooku: "Wstawiaj się za nami u Boga i za tymi, których kochasz i przez których jesteś kochany" - wspomina katechetka Anita Węgrzyn.
Ks. Piotr po święceniach pracował jako wikariusz niedaleko Radomia - w Goździe i Kuczkach, a od 2011 r. - w Drzewicy. - Zarówno ks. Wiesław Kudła, jak i ks. Janusz Kurek, jego dwaj pierwsi proboszczowie, mówili mi, że im szkoda, iż odchodzi z parafii. A ja mogę dodać, że był bardzo lojalnym i pracowitym kapłanem, który nie tworzył wokół siebie atmosfery jakiegoś celebryty, ale bardzo przyciągał ludzi - mówi ks. Adam Płuciennik, proboszcz parafii Drzewica. Pytany o znany fakt, że ks. Ostrowski miał bardzo dobry kontakt z młodzieżą, opowiada pewną historię: - Ks. Piotr był już poważnie chory i przebywał w szpitalu. Wieczorem, w dniu spotkań z młodzieżą, zauważyłem światło w salce. Poszedłem tam i spotkałem grupę młodych. Powiedziałem, że ks. Piotr jest chory i nie będzie go na spotkaniu. "Wiemy. Przyszliśmy się za niego modlić" - odpowiedzieli.
- Ks. Ostrowski miał bardzo dobry kontakt z młodzieżą. Oni mówili do niego "ojcze", choć był bardzo młody. A gdy zachorował, z ich inicjatywy były za niego odprawiane Msze św. - opowiada Dominik Niemirski, parafianin z Drzewicy.
Dla ks. Ostrowskiego ważnym, także osobistym elementem formacji była oaza. Był uczestnikiem, a potem jako ksiądz prowadził letnie rekolekcje. - Prosiłem go o poprowadzenie oaz, bo sama młodzież chciała właśnie z nim jechać na rekolekcje. Otwarty, gotowy pomagać, doradzać, świetny kaznodzieja - mówi ks. Grzegorz Lipiec, diecezjalny moderator Ruchu Światło-Życie. Dodaje przy tym niedawne wspomnienie: - Prowadziłem rekolekcje w Kuczkach. Na samym początku spotkania z dziećmi te - a było ich kilkadziesiąt - ruszyły w moją stronę, by się przywitać. Prawie mnie przewróciły. Rodzice i nauczyciele wytłumaczyli mi, że to ks. Ostrowski nauczył je, że nie trzeba się bać sutanny.
- Umarł tak szybko. Trochę to odnoszę do siebie, bo to mój kolega z rocznika święceń. 10 lat po nich nie myśli się o bliskości śmierci. Raczej ma się w perspektywie pracę duszpasterską, probostwo. A Piotrek jest już po tamtej stronie... Z Piotrkiem miałem na naszym roczniku najlepszy kontakt. Był bardzo ciepły, życzliwy, pomocny, ciągle uśmiechnięty. Chyba nie dało się go zdenerwować. Pierwszy raz spotkaliśmy się w dniu egzaminu wstępnego do seminarium. Zapamiętałem jego niebieski garnitur. On nieco krępy, niewysoki. Potem stworzyliśmy grupę kilku bliskich kolegów. Piotr nas scalał. Ta przyjaźń trwała także po święceniach. Był taki czas, że miałem problemy zdrowotne. On odwiedzał mnie w szpitalu. Potem jego choroba i śmierć... Jest bardzo przykro, ale wiara daje nadzieję - mówi ks. Marek Pruszkowski, wikariusz w parafii św. Stefana w Radomiu.
Razem z młodymi z Drzewicy ks. Ostrowski odbiera replikę symboli ŚDM
Marta Deka /Foto Gość