Wyruszyli z San Sebastián, hiszpańskiego miasta położonego przy granicy z Francją. Do Santiago de Compostela dotarli w 7 dni, pokonując prawie 800 km.
Ks. Marek Pruszkowski, wikariusz w parafii pw. Świętej Trójcy w Starachowicach, Sylwia Kowalczyk i jej brat Mateusz z Przytyka oraz Kacper Krawczyk z Radomia Szlak św. Jakuba przejechali na rowerach.
Myśl, by udać się do Santiago de Compostela, zrodziła się 2 lata temu, podczas wyprawy rowerowej z Zakopanego na Hel. Wtedy przemierzyli Polskę, by promować Światowe Dni Młodzieży. - Chcieliśmy odbyć pielgrzymkę i przeżyć niesamowitą przygodę - mówi ks. Marek.
W lipcu tego roku udało się zrealizować te plany. Wybrali szlak północny, który wiedzie wzdłuż północnego wybrzeża Hiszpanii nad Oceanem Atlantyckim. Jest bardziej wymagający od innych jakubowych dróg w Hiszpanii, bo pątnicy muszą pokonać góry. - Trasa do Santiago była niezwykle urokliwa. Mijaliśmy niesamowite nadmorskie kurorty. Czuliśmy się momentami jak w Hollywood. Ale to się też wiązało z trudami, bo musieliśmy przebić się przez bardzo wysokie góry - wspomina ks. Pruszkowski.
Pierwszego dnia pokonali 108 km. Potem przemierzali ok. 140 km dziennie. Na noc zatrzymywali się w schroniskach dla pielgrzymów. Każdego dnia uczestniczyli w Mszach św., przed wyjazdem w trasę wspólnie się modlili.
Do Santiago de Compostela dojechali w 7 dni. Przed katedrą pojawili się przed godz. 9. Nie było wtedy zbyt wielu ludzi, dlatego spokojnie mogli pomodlić się przy grobie św. Jakuba i zwiedzić świątynię. Uczestniczyli też tam w Mszy św. Potem dostali kompostelkę, czyli dokument, który potwierdza, że przemierzyli jakubową drogę. - Teraz wiem, że Droga św. Jakuba jest bardzo wyczerpująca. To nie tylko trud fizyczny, ale też duchowy. Zmaganie się z sobą i odkrywanie pewnych rzeczy w sobie. Jest to na pewno inna forma pielgrzymki niż ta na Jasną Górę, w której wielokrotnie brałem udział. Tam nie miałem pewnych dylematów. Natomiast tutaj praktycznie każdego dnia było coś, co jakby chciało nam przeszkodzić w dotarciu do celu. Ale nie daliśmy się, udało się dojechać i jesteśmy z tego powodu szczęśliwi - mówi ks. Pruszkowski.
Z Santiago de Compostela pielgrzymi pojechali dalej, do Fatimy, by uczcić 100. rocznicę objawień. Dodatkowo pokonali na rowerach 500 km. - Tam czułem się jak w domu. Było to miejsce, w którym czuło się bardzo bliski kontakt z Panem Bogiem i z Maryją - mówi Kacper. - Dla mnie Fatima to szczególne miejsce. Kilkakrotnie byłam w Medjugorie. To podobne miejsce. Chyba Matka Boża lubi takie miejsca - ciepłe, gdzie słychać odgłosy cykad. Dla mnie było to też duchowe przeżycie, że jestem w miejscu, które Matka Boża szczególnie ukochała - dodaje Sylwia.
Do kraju wracali już samochodem. Po drodze zatrzymali się w Lourdes.
O pielgrzymce do grobu apostoła i Fatimy piszemy obszernie w najbliższym wydaniu "Gościa Radomskiego" nr 30 na 30 lipca.