Robiłem, co mogłem, by rozpropagować akcję "Spuszczamy powietrze z polityków", a przede wszystkim sam się w nią włączyłem.
Na jednej z niedzielnych Mszy św., gdzie na koniec mówiłem o naszej akcji, dostrzegłem jednego ze znanych mi posłów. Widziałem, że uśmiechał się, gdy powiedziałem, że spuszczać powietrze nie znaczy, że chcemy ich nakłuwać czy rozkręcać im wentyle. Zachęcałem, by modlitewnie wesprzeć parlamentarzystów. Przypominałem, że jeśli trafi się nam poseł, którego niekoniecznie lubimy, tym lepiej. Módlmy się za niego jeszcze bardziej.
Potem zajrzałem na profil tego posła i widziałem, że polubił naszą akcję i podawał ją dalej.
Po Mszy św. i później miałem sygnały, że akcja jest trafiona. Ludzie zaczęli wybierać osoby do modlitwy.
Kościół, a przede wszystkim duchowni, świadomie rezygnują z obecności w czynnej grze politycznej. Owszem, trafiają się monity, byśmy reagowali, ale te bywają potem wykorzystywane instrumentalnie niczym noże, by ciąć doraźnych przeciwników naszymi ostrzami.
Ale tu, jako tarcza, staje modlitwa.
Jako obywatel mam swoje jasno zdefiniowane poglądy. I jako taki włączyłem się w tę akcję. Losowanie przydzieliło mi parlamentarzystę, a może parlamentarzystkę. Nie zdradzam. Jest osobą z listy, a może list, które nie były mi bliskie. Ale codziennie polecam tę osobę w modlitwie i robię to wielokrotnie. Czasem jest to „Pod Twoją obronę” odmawiane po obudzeniu, a czasem część brewiarza. Wręcz czuję, że uchodzi powietrze. Nie z nich, ale przede wszystkim ze mnie.
Jeśli ktoś chce jeszcze włączyć się w akcję, niech kliknie TUTAJ.