O tym, co ważne, mówi Adam Struzik, marszałek województwa mazowieckiego.
W najnowszym wydaniu "Gość Niedzielny" w dodatkach diecezjalnych ukazujących się na Mazowszu (łowicki, płocki, warszawski i radomski) zamieszcza reklamę Mazowsza jako regionu, który warto odwiedzić i gdzie warto inwestować. Od szeregu lat marszałkiem jest tu Adam Struzik, który w wywiadzie zdradza, co dla niego jest najważniejsze.
Ks. Zbigniew Niemirski: Czy w pracy polityka, samorządowca jest miejsce na wartości?
Adam Struzik: W życiu każdego człowieka, niezależnie od profesji - lekarza, nauczyciela czy samorządowca, powinno być miejsce na wartości. Każdy zawód jest swego rodzaju misją. Bez tego fundamentu trudno mówić o powołaniu.
A jakie są Pana wartości, autorytety?
Największym autorytetem w moim życiu był, jest i będzie święty Jan Paweł II. Miałem wielki zaszczyt poznać osobiście Ojca Świętego. Nigdy nie zapomnę tej chwili. To bardzo osobiste przeżycie. Był to moment niezwykle dla mnie ważny.
"Nie lękajcie się" - to było piękne przesłanie do nas wszystkich działaczy, ale i zwykłych ludzi.
Zgadzam się. Uważam, że Jan Paweł II jest ojcem naszej wolności i demokracji. Od tych słów, które padły w 1978 r., wszystko się zaczęło. One dały nam siłę i wyznaczyły kierunek. To był bardzo ważny moment. Zresztą to piękne i uniwersalne przesłanie, bardzo w stylu papieża. Proste, swobodne, ale z wielkim ładunkiem prawdy. Te słowa powinny być kierunkowskazem dla wszystkich ludzi dobrej woli. Mnie towarzyszą do dziś.
Jest pan lekarzem, czy to pomaga w byciu samorządowcem?
Nawet bardzo (śmiech). Dobry lekarz musi nie tylko być świetnym specjalistą, ale przede wszystkim empatycznym człowiekiem. Trzeba umieć słuchać ludzi, bo choroba to nie tylko kwestia organizmu. Nie wszystko można wyczytać z wyników badań. W pracy samorządowca jest podobnie. Tu też najważniejsi są ludzie. Nie można zarządzać województwem zza biurka w Warszawie. Trzeba być blisko mieszkańców i ich problemów. Staram się tak właśnie działać.
Mówi pan o tym z pasją. Nie szkoda panu zawodu, który musiał pan zostawić dla polityki?
Oczywiście, że trochę szkoda. Ale nadmiar obowiązków nie pozwala mi o tym zbyt wiele myśleć. To piękny zawód, choć muszę się przyznać, że nie zawsze chciałem być lekarzem. Miałem też inne pomysły na życie.
Naprawdę, jakie?
To stare dzieje. Jako młody chłopak radziłem się mojej mamy co do kierunku studiów. To była niezwykła, ciepła, ale i pełna siły kobieta. Mimo niskiego wzrostu, to ona rządziła w domu pełnym mężczyzn, a miała aż 4 synów. Kiedy powiedziałem jej, że zamierzam iść na prawo, pokiwała głową i powiedziała, że to nie jest dobry pomysł, bo nie pozwolą mi wydawać uczciwych wyroków. Kolejnym pomysłem było dziennikarstwo. To również przyjęła z rezerwą. "Będziesz musiał pisać, co ci każą" - skwitowała. Postanowiłem więc, że zostanę lekarzem. To kojarzyło mi się z większą samodzielnością, a jednocześnie z niesieniem pomocy innym.
Jednak droga życiowa potoczyła się inaczej. Dziś jest pan marszałkiem województwa, był pan marszałkiem Senatu. Było warto?
Zdecydowanie tak. Kocham swoją pracę. Mazowsze to wyjątkowy region. Oczywiście, są też problemy. Kto ich nie ma? Samorządowcem nie jest się od 8.00 do 16.00. Nie jest to też droga usłana różami. Trzeba mieć bardzo grubą skórę. Jednak w życiu każdego z nas splatają się różne wydarzenia. Pojawiają się szanse, z których możemy skorzystać lub nie. Pojawiają się ludzie, którzy wnoszą w nasze życie nowe wyzwania, inspirują. Ja miałem to szczęście spotkać na początku swojej drogi zawodowej osoby, które zaraziły mnie pozytywistycznym podejściem do życia, wartościami ludowymi i społecznymi. I to w dużej mierze mnie ukształtowało i nadało kierunek kolejnym latom i doświadczeniom zawodowym. Sukces i szczęście jest wypadkową wielu czynników. Nie na wszystkie mamy wpływ. Pewne cechy wrodzone są oczywiście niezbędne - decyzyjność, uczciwość i pracowitość. Bardzo pomaga mi też wiara. Daje siłę i oparcie.