Siła huraganu Irma jest tak duża, że w Orlando odwołano większość jutrzejszych Mszy św. w kościołach.
Tę informację otrzymał z sekretariatu swej parafii ks. Waldemar Maciąg. Kapłan pochodzący z Radomia, gdzie teraz przebywa na urlopie, z niepokojem zbiera informacje ze swej parafii pw. św. Wawrzyńca.
Rozpoczął rozbudowę kościoła i przed wylotem do Polski zdążono położyć połowę dachu.
- To przed huraganem wiadomość wręcz tragiczna. Jeśli zacznie się wichura, może poderwać całą konstrukcję - martwi się ks. Maciąg. A do tego dostał informację, że robotnicy nie przyszli dziś do pracy. Zabezpieczają własne domy.
Huragany na Florydzie to coroczny problem. Ich sezon rozpoczyna się w końcu sierpnia i trwa do końca października. Wszystko zależy od siły huraganu.
- Jeśli zaczyna przekraczać 2 stopnie w 5-stopniowej skali, robi się problem. Stali mieszkańcy wiedzą, co należy robić, ale turyści i mieszkańcy czasowi często są nieprzygotowani i bezbronni. Podstawową sprawą jest zasłonięcie okien deskami. A to dlatego, że jeśli wichura wepchnie szyby do wewnątrz, to potłuczone szkło staje się latającymi po mieszkaniu ostrzami, które ranią i zabijają - wyjaśnia kapłan.
Tak więc akcja przygotowań rozpoczyna się wcześniej.
- Oprócz zabezpieczania okien trzeba przygotować zapasy jedzenia i wody. Te składa się gdzieś wysoko, by nie zostały zalane wodą, jeśli ta wedrze się do wewnątrz. Samochody w garażach stawia się blisko drzwi, by trzymały napór wiatru. Trzeba opróżniać baseny, a te ma tu sporo mieszkańców. Woda z nich byłaby dodatkowym żywiołem zalewającym domostwa. Kolejny problem to paliwo. Stacje paliwowe nie mogą przyjmować nowych dostaw. Jest tylko tyle, ile jest. A trzeba jeździć, choćby po deski do okien czy po jedzenie. Dziś dowiedziałem się, że dzwonił jeden z parafian, a mieszka 50 km od kościoła, że nie ma już paliwa - mówi ks. Waldemar.
Jest też inne zagrożenie. - To... aligatory. Te niebezpieczne zwierzęta żyją wolno na Florydzie. Gdy przychodzi powódź, one wprost pływają po mieście, niosąc śmiertelne niebezpieczeństwo dla ludzi - wyjaśnia ks. Maciąg.
Jest jeszcze jedna wyjątkowa rzecz. - Sporo młodych przed nadejściem huraganu rusza na surfing. Fale są wtedy tak wysokie, jak nigdy. No i niestety, wielu już nie wraca. Przy nabrzeżach, gdzie się surfuje, są wystawione deski do pływania, a na nich wypisane zostały informacje, że tutaj modlimy się za tych, którzy wypłynęli i już nie wrócili - opowiada kapłan.
W ocenie ks. Maciąga Irma nad jego miastem i parafią będzie wiała 3-4 dni. Trudno powiedzieć, jakie przyniesie szkody. No czy kościół przetrwa nawałnicę...
Parafia św. Wawrzyńca liczy 2 tys. wiernych. Od października do Wielkanocy przybywa około 5 tys. parafian. To Amerykanie, którzy mają tu mieszkania i z północy przyjeżdżają na okres zimy.
- Praca na parafii jest tu nieco inna niż Polsce. Bardzo dużym obciążeniem jest wszechobecna biurokracja. Ale staram się, by te obowiązki nie zabierały okazji do duszpasterstwa, pracy z ludźmi. A parafia jest bardzo rozwojowa. Powstaje obok osiedle dla 40 tys. mieszkańców. W zamyśle projektantów dla ludzi powyżej 55 roku życia. Około 10 proc. to mogą być katolicy. A więc parafia znów urośnie. Kościół jest zbyt mały. To dlatego rozpoczęła się rozbudowa. Miejmy nadzieję, że uda się ją dokończyć bez wielkich strat przy tej nawałnicy - ma nadzieję ks. Waldemar.
Duszpasterz leci do USA jeszcze we wrześniu. - Każdego roku wracam do Polski, do rodzinnego Radomia. Jak to dla mnie ważne przekonałem się, gdy czekając na obywatelstwo amerykańskie, nie mogłem być w ojczyźnie. Wtedy zrozumiałem, jak bardzo te wizyty są mi potrzebne - kończy ks. Maciąg.