Kard. Ernest Simoni dał świadectwo swojej heroicznej wierności Chrystusowi.
Dziś kardynał, wcześniej przez długie lata więzień komunistycznego reżimu w Albanii, którego dłonie, po wysłuchaniu świadectwa, ucałował papież Franciszek, opowiadał podczas Dnia Pokutnego kapłanów w Radomiu o swojej drodze wierności Chrystusowi.
- Witam świadka wiary naszych czasów, kard. Ernesta Simoniego. Urodził się 18 października 1928 r. W wieku 20 lat, jako nowicjusz, został wygnany przez komunistów z kolegium franciszkańskiego w Troshani. Odbył ciężką dwuletnią służbę wojskową, w trakcie której był dodatkowo prześladowany ze względu na nieustanne przejawianie sympatii wobec Kościoła i wiary katolickiej. W 1956 r. ukończył tajne studia teologiczne i otrzymał potajemnie święcenia kapłańskie. W Wigilię Bożego Narodzenia 1963 r. został aresztowany i skazany na śmierć za zdradę stanu. Karę śmierci zmieniono mu na 25 lat więzienia w ciężkim obozie pracy. W 1990 r., po 34 latach od otrzymania święceń, mógł rozpocząć zwykłą pracę duszpasterską. We wrześniu 2014 r. papież Franciszek, słuchając jego świadectwa w katedrze w Tiranie, rozpłakał się. 9 października 2016 r. E. Simoni został ogłoszony kardynałem. Eminencjo, dziękujemy za przybycie do Radomia - powiedział w słowie powitania bp Henryk Tomasik.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! - rozpoczął swe kazanie kard. Simoni. - Pan Jezus powiedział wszystkim kapłanom świata: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszystkim ludziom. Kto uwierzy, będzie zbawiony, kto nie uwierzy, będzie potępiony”. Jezus poprzez swoją wielką miłość otworzył drogę do zbawienia wszystkim ludziom. Podczas tej Mszy św. czuję wielką radość, że mogę tutaj ją sprawować ze wszystkimi kapłanami. Czuję moc Bożą, złożoną w ręce tylu obecnych kapłanów. Pierwsze zdanie, które chcemy odczytać, to są słowa: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż” i niech idzie ze Mną na Kalwarię. Życie z Jezusem to jest życie najsłodsze, jakie może być. Możemy powtarzać te słowa św. Pawła: „Nie żyję już ja, lecz żyje we mnie Chrystus”. Dodajmy do tego słowa Chrystusa: „Wy jesteście solą ziemi. Wy jesteście światłem świata” - mówił kard. Simoni, a potem opowiedział historię swojego życia.
- Tak, jak wiecie, urodziłem się w Albanii w 1928 r. Wstąpiłem do kolegium franciszkańskiego, by stać się posłańcem Chrystusa. Po 10 latach studiów, kiedy komuniści weszli do Albanii, nasi profesorowie z różnych krajów, np. z Niemiec, zostali aresztowani i zabici za to tylko, że głosili chwałę Boga. W 1953 r., po śmieci Stalina, w Albanii nakazano otwieranie kościołów, by budować Kościół narodowy, oderwany od wierności z Watykanem i papieżem, wtedy Piusem XII. My nigdy tego nie zaakceptowaliśmy, nie chcieliśmy być oderwani od Watykanu - wspominał kard. Simoni.
Kapłan bolesną drogę rozpoczął nieco później. - Święcenia kapłańskie przyjąłem 8 kwietnia 1956 r. Celebrowałem prymicję w tzw. Niedzielę Białą, potem była Niedziela Miłosierdzia Bożego. Tak, jak wy wszyscy kapłani, rzuciłem się z gorliwością do pracy duszpasterskiej, by nasi wierni oddawali cześć Najświętszemu Sercu Pana Jezusa i Niepokalanemu Sercu Matki Najświętszej, by wierni odpowiadali na miłość, jaką dał nam Zbawiciel. Dla komunistów takie nauczanie było bardzo niebezpieczne, bo jako duszpasterz wychowywałem w wierności przykazaniom, miłości do Pana Boga i Matki Najświętszej. Spowiadałem, uczyłem życia w czystości i to przeszkadzało komunistom. Przez te wszystkie lata mojej pracy duszpasterskiej komuniści nagrywali wszystko, każde moje kazanie, śledzili moją posługę w wielu miejscach. Aresztowali mnie, by skazać mnie na śmierć.
Skazany ks. Simoni przez 10 lat pracował w kopalni. - Pracowaliśmy ok. 500 m pod ziemią. Chemiczne wyziewy zagrażały życiu. Warunki tej pracy były na tyle ciężkie, że nawet komuniści nie pozwalali, by pracować tam po ukończeniu 50. roku życia - mówi kard. Simoni. Zwolniony z pracy w kopani, był więźniem w obozowej stołówce, gdzie przygotowywano racje żywnościowe dla skazanych górników.
- Wujek, pracując w stołówce, przekazywał swoją dzienną rację chleba dla pracujących w kopalni, bo uważał, że ta racja może pomóc więźniom pracującym w tych nieludzkich warunkach. Jako więzień w obozowej stołówce miał nieco powyżej 40 kg wagi - mówi Antonio Simoni, bratanek kardynała.
Kardynał niewiele opowiada o swoich cierpieniach, ale Antonio opowiada o cierpieniach wuja: - Pewnego dnia oprawcy tak skuli w kajdany mego wuja, że - jak potem wspominał - czuł, że umiera. Bez czucia wrzucili go do zimnej wody. Wrócił do przytomności.
Takie zbrodnicze praktyki były na porządku dziennym.
- To świadectwo nas jakoś zawstydza. Niejeden raz biadolimy, że pracujemy w tej czy innej parafii i narzekamy na takie czy inne okoliczności. Kapłani tacy, jak kard. Simoni, zapraszają nas do heroicznego świadectwa - mówią ks. Wojciech Prawda, wikariusz parafii pw. św. Chrystusa Króla w Radomiu, ks. Paweł Krasiński, wikariusz parafii pw. św. Kazimierza w Radomiu, i ks. Łukasz Białas, wikariusz parafii pw. św. Bartłomieja w Opocznie.