Bp Henryk Tomasik poświęcił w seminarium aulę dedykowaną misjonarzowi ks. Marcelemu Prawicy.
Multimedialne wyposażenie, na ścianach zdjęcia z Afryki, a w gablocie mocno zużyty brewiarz oraz takiż słownik języka angielskiego i afrykańskiego memba, należące do ewangelizatora Afryki. Ks. prał. Marceli Prawica zmarł 17 września ubiegłego roku. 45 lat spędził w Zambii. W ostatnich latach wracał częściej do Polski, by ratować słabnące zdrowie. Wielką pomocą był dr Lech Lipiec, ordynator urologii w szpitalu w Końskich. - Ks. Marcelego poznałem ponad pół wieku temu, gdy był wikariuszem w parafii Szewna. Byłem wówczas małym chłopcem. Potem nasze drogi zeszły się w Końskich. Stąd wyjechał do Afryki. I tu wracał. Reperowaliśmy jego zdrowie, gdy przyjeżdżał do Polski. Wysyłaliśmy mu leki do Zambii. W naszym szpitalu w Końskich umierał. Bardzo nam go brakuje. Był nam po prostu ojcem, wzorem i autorytetem - mówi L. Lipiec.
"Bez fascynacji Ewangelią trudno być misjonarzem" - tak naszej redakcji w styczniu 2017 r. ks. Prawica wyjaśniał motywy swojego zaangażowania i swój kolejny powrót do Zambii. Właśnie ta fascynacja pozwoliła misjonarzowi tyle lat pracować w Afryce. Jego powrót do Radomia po 44 latach nie był filmowym "pożegnaniem z Afryką", lecz kolejnym rozdziałem, który z pewnością zostanie kiedyś zapełniony ewangeliczną treścią. Wylatując ostatni raz do Afryki, 78-letni kapłan powiedział: "Kto przyłoży rękę do pługa, niech wstecz się nie ogląda". Wrócił po niedługim czasie. Zdrowie poważnie podupadło. Zaczęło się odchodzenie do domu Ojca. - Ks. Marceli cierpiał, ale nigdy się nie skarżył - mówi L. Lipiec. Konecki lekarz jest również artystą fotografem. To on zrobił ostatnie zdjęcie ks. Marcelego modlącego się na brewiarzu. - Chciałem pokazać głębię ducha i wiary misjonarza. Właśnie ten brewiarz jest jedną z pamiątek, które znalazły się w gablocie - wyjaśnia.
Powroty do Polski wiązały się z pobytem w radomskim seminarium. Tu ks. Prawica miał mieszkanie. - Jesteśmy dumni, że mogliśmy wśród nas mieć tak wybitną postać. Nie tylko misjonarza, na którego parafii mieszkał kard. Adam Kozłowiecki, wielki ewangelizator Afryki, ale kapłana, od którego mogliśmy się uczyć i podziwiać niesłabnącą gorliwość - mówi ks. Jarosław Wojtkun, rektor WSD.
- Ks. Marceli na bieżąco śledził to, co dzieje się w Kościele. Niejeden raz debatowaliśmy o tym, czym żyje Kościół. Było tak, że nasza rozmowa kończyła się nie w nocy, ale przed świtem. I wtedy zdarzyło się, że powiedział: "Jest już tak późno. Nie ma po co wracać do mieszkania. Przedrzemię się tutaj u ciebie" - wspomina ks. prof. Marek Jagodziński, radomski dogmatyk, przyjaciel misjonarza.
Ks. Prawica urodził się 6 września 1939 r. w Warszawie. W 1963 r. przyjął święcenia kapłańskie w Sandomierzu z rąk bp. Jana Kantego Lorka. O misjach myślał od początku swojego kapłaństwa. Pracował jako wikariusz w Szewnie, Skarżysku-Kamiennej i Końskich. Gotowość pracy jako misjonarz zgłaszał bp. Piotrowi Gołębiowskiemu. Ale ten widział go jako studenta teologii moralnej i swojego następcę w roli wykładowcy w sandomierskim seminarium. - Prośbę o zgodę na wyjazd na misje bp Gołębiowski ocenił najpierw jako chwilowy impuls w życiu i duszpasterskim zapale młodego księdza. Ale gdy przekonał się, że to nie jakaś fanaberia, wyraził zgodę - mówi ks. Jagodziński.
Ks. Prawica w Zambii, w Chingombe, rozpoczął pracę misjonarską w 1972 r. Misję w 1914 r. założyli polscy jezuici. Gdy ją opuścili, przejął ją ks. Prawica. Chingombe w obecnym kształcie to po prostu dzieło ks. Marcelego. Ciekawym etapem życia tej wspólnoty były lata, gdy w Chingombe jako emeryt osiadł kard. Kozłowiecki, polski jezuita. Ten wielki misjonarz Afryki do końca życia (zmarł w 2007 r.) był rezydentem i swoistym wikariuszem ks. Prawicy.
W ostatnich latach ks. Marceli wracał do Polski dwukrotnie. Były to misjonarskie urlopy, ale poza tym konieczne wizyty dla podreperowania coraz gorszego stanu zdrowia. Za każdym razem zatrzymywał się w radomskim seminarium. "Czuję się tutaj jak w Afryce, czyli jak w domu. Gościnność, jedzenie, rozmowy, spotkania... Wszystko w atmosferze ogromnej życzliwości" - mówił ks. Prawica. Spośród grona pracowników i wykładowców radomskiego seminarium ks. Marcelemu najczęściej towarzyszył ks. Jagodziński. - Pierwszy raz spotkałem ks. Prawicę jako kleryk w Sandomierzu. Był wręcz jakimś guru i wtedy nie miałem odwagi, by do niego podejść i zamienić z nim choćby słowo. Potem spotkałem go w Końskich, gdzie byłem wikariuszem. On przyjeżdżał tam, bo właśnie stamtąd wyjechał na misje. Miał tam serdecznych przyjaciół - mówi ks. Jagodziński.
Podczas wizyty ks. Prawicy w Polsce przed trzema laty ks. Jagodziński zadbał o przygotowanie solidnego przebadania i leczenia misjonarza, które zakończyło się konieczną operacją by-passów.
Misjonarz zmarł w szpitalu w Końskich. Został pochowany na tamtejszym cmentarzu w grobowcu kapłanów.
Grobowiec kapłanów w Końskich. Tu został pochowany ks. Marceli Prawica
ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość