Jeden był pedagogiem zasłużonym dla Radomia, drugi początkowo miał o mieście nie najlepsze zdanie.
Historyk ks. Szczepan Kowalik, pytany o zaangażowanie duchownych w odzyskanie niepodległości, podkreśla dwie sprawy. – Pierwsza to samo jej odzyskanie. W 1918 r. stosunkowo niewielu księży było czynnie zaangażowanych w działalność inną niż duszpasterska. Sprawiały to dwa czynniki. Pierwszym była pamięć o powstaniu styczniowym. Wciąż żyli wówczas księża, którzy je wspominali i pamiętali o wielkiej cenie, jaką zapłaciło duchowieństwo za swoje zaangażowanie. Zsyłki na Syberię, więzienia, kasata zakonów i klasztorów zdawały się karą wręcz zbyt wielką. Drugą sprawą były ruchy lewicowe. Ich ówczesne zaangażowanie powodowało postawy rezerwy ze strony duchownych. Ale gdy przyszła niepodległość, księża gremialnie włączyli się w dzieło jej obrony i utrzymania. Dowodem tego jest czas wojny polsko-bolszewickiej z 1920 r. z ks. Skorupką na czele – mówi historyk. Jednym z radomskich kapłanów, którzy pracowali jeszcze w duchu XIX-wiecznego pozytywizmu, był ks. Józef Rokoszny.
Urodził się w 1870 r. w Radomiu. Wybitnie uzdolniony, został wysłany na studia specjalistyczne do Akademii Teologicznej w Petersburgu. Po powrocie był wykładowcą w sandomierskim seminarium. Oprócz tego był rektorem kościoła św. Jakuba, najstarszej świątyni miasta. Przeprowadził w niej gruntowny remont, przywracając kościołowi romański kształt. Jako pasjonat sztuki zorganizował muzeum diecezjalne. W 1915 r. został wysłany przez władzę kościelną do Radomia. Tu pracował w Komisji Szkolnej Ziemi Radomskiej, która organizowała szkolnictwo w języku polskim po latach zaborów. Utworzył Seminarium Nauczycielskie i był jego dyrektorem. Ksiądz Rokoszny zorganizował też w Radomiu Archiwum Państwowe. Jeżdżąc za granicę – do Danii, Francji czy do USA – żywo włączał się w duszpasterstwo tamtejszej Polonii. Całe życie dużo pisał i publikował.
Zmarł w Rzymie 30 listopada 1931 r. W Wiecznym Mieście towarzyszył ordynariuszowi bp. Włodzimierzowi Jasińskiemu podczas wizyty „ad limina apostolorum” (do progów apostolskich). Jego ciało sprowadzono do Radomia w marcu 1932 r., a dwudniowe uroczystości pogrzebowe były wielką manifestacją mieszkańców miasta i ówczesnej diecezji sandomierskiej w dowód uznania i szacunku dla powszechnie znanego i cenionego kapłana.
Drugi z kapłanów czasu odzyskania niepodległości to ks. Dominik Ściskała. Urodził się w 1887 r. na Śląsku Cieszyńskim. Był kapelanem armii austriackiej i jako taki zjawił się po raz pierwszy w Radomiu. – W swoich zapiskach, informujących o pierwszym pobycie w mieście, nie miał o nim najlepszego zdania – mówi ks. Kowalik. Potem wiele się zmieniło. Zapisał się jako bezkompromisowy kaznodzieja, broniący nie tylko polskości, ale ostrzegający przed zagrożeniami ze strony laickiej lewicy. Gdy władze świeckie wymusiły zakaz głoszenia kazań w kościele, przemawiał z balkonu kamienicy Lamparskich, kupionej później z przeznaczeniem na plebanię radomskiej parafii pw. Opieki NMP. Po inkardynowaniu do ówczesnej diecezji sandomierskiej pracował w Wierzbniku (dziś Starachowice), a potem był proboszczem w dzisiejszej parafii katedralnej w Radomiu. Zmarł pod koniec II wojny światowej.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się