Miała niespełna 15 lat. Mieczysława Pierzchalska-Hebdzyńska mieszkała wtedy z rodzicami w Rożkach pod Radomiem. Do dziś pamięta tamten strach, ale też rozumiała, że trzeba pomóc ściganym.
We wspomnieniach pani Mieczysławy, cenionego w Radomiu pediatry, są momenty wyjątkowe, o stanie napięcia i strachu sięgającego zenitu. - Bywało tak, że w jednym pokoju naszego mieszkania stacjonowali Niemcy, a w drugim pokoju - razem z naszą rodziną - byli ukrywani przez nas Żydzi - opowiada.
- Przez nasz dom przeszło około 10 Żydów. Przyprowadzał ich do nas brat mojej mamy, wujek Jan Stanisławek, wójt i sołtys w Polanach koło Wierzbicy. Pierwszym był pan, którego ukrywaliśmy kilka tygodni. Potem wujek gdzieś go zabrał. Był także żydowski żołnierz jakiegoś oddziału. Miał pseudonim „Roman”. Jego także wujek gdzieś zabrał i więcej go już nie spotkaliśmy.
Dłużej, bo przez kilka miesięcy przełomu 1943 i 1944 roku, już po upadku powstania w warszawskim getcie, ukrywaliśmy ojca z synem. Żona i córka zginęły w powstaniu. Oni ocaleli i przyprowadził ich do nas wujek Jan. Nazywali się Wald. To był ojciec, nie pamiętam jego imienia, i jego syn, na którego tata wołał Jumek. Jumek był już po maturze, 5 lat starszy ode mnie. Moja mamusia załatwiła im po znajomości u wójta w Gębarzowie kenkartę (Kennkarte: w czasie okupacji dokument tożsamości, przyp. red.). Dla ojca na nazwisko Stanisław Skalski, a dla syna - Tadeusz Skalski - wspomina pani Mieczysława.
Dom Pierzchalskich w Rożkach był miejscem schronienia, ale także punktem przerzutowym dla ratowanych Żydów. - Wujek i moi rodzice należeli do podziemia. Ale mnie - dziś to rozumiem - że dla bezpieczeństwa, nie wtajemniczano w żadne szczegóły - wyjaśnia lekarka.
Przez te wszystkie miesiące 1943 i 1944 roku Jumek był u Pierzchalskich cały czas. Ojca wujek Jan czasem gdzieś zabierał.
- To było wtedy, gdy robiło się bardziej niebezpiecznie. Bo przychodziły takie chwile, gdy w Rożkach na wypoczynek pojawiali się niemieccy żołnierze, którzy byli wycofywani z frontu. Kwaterowali w domach, także u nas. Bywało tak, że w jednym pokoju naszego mieszkania stacjonowali Niemcy, a w drugim pokoju razem z naszą rodziną byli ukrywani przez nas Żydzi. Niemieccy żołnierze wychodzili za dnia na jakąś służbę. Wtedy ukrywani Żydzi mogli wyjść z kryjówki pod podłogą, ale gdy tamci wracali, musieli się ukryć. Poza tym tatuś w pomieszczeniu gospodarczym na zewnątrz przygotował specjalną kryjówkę. Tam także chronili się ukrywani przez nas Żydzi - opowiada.
Więcej w wydaniu papierowym "AVE Gościa Radomskiego" nr 9 na 3 marca.
Zdjęcie wykonane w 1939 roku. Mieczysława skończyła 9. rok życia
Reprodukcja: ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość