Magdalena Kowalik w Kenii i Tanzanii prowadziła rekolekcje Ruchu Światło-Życie. - My często pytamy Pana Boga, dlaczego czegoś nam nie dał, a oni dziękują Mu za to, co im dał - opowiada oazowiczka.
Magdalena Kowalik pochodzi z Radomia, z parafii Chrystusa Króla. Jest studentką V roku pielęgniarstwa na Uniwersytecie Medycznym w Lublinie. Ma 23 lata. W Ruchu Światło-Życie działa od 2012 roku. Zawsze marzyła, by wyjechać na misje. Gdy w jej parafii czy szkole byli misjonarze, słuchała ich opowieści. - Wcześniej była niedzielna Msza św., codzienny pacierz, ale to była bardziej tradycja niż wiara. Kiedy uczyłam się w gimnazjum, lepiej poznałam Pana Boga, można powiedzieć, że się nawróciłam. Wtedy zapragnęłam, by pojechać na misje, żeby głosić Chrystusa i opowiadać o Panu Bogu - mówi oazowiczka.
W Kenii wraz z innymi animatorami prowadziła trzy turnusy pięciodniowych oaz ewangelizacyjnych, a w Tanzanii - pierwszy stopień Oazy Nowego Życia. Podczas oazowych rekolekcji starała się być animatorką taką jak w Polsce. Prowadziła spotkania, mówiła świadectwa. Były pogodne wieczory, namioty spotkania, Msze św. - z tym że w zupełnie innym miejscu i dla zupełnie innych ludzi.
Pierwsze oazowe spotkanie dla Magdaleny było trudne. Chciała wrócić do Polski, bo nie rozumiała, co do niej mówią uczestnicy rekolekcji. - Było to spotkanie dotyczące historii życia, gdzie dziewczyny dzieliły się trudną historią, nieraz się wzruszały. Ja nie umiałam tego w żaden sposób skomentować, bo nie do końca rozumiałam, co one mówią. Spowodował to m.in. inny akcent. Czułam się bezużyteczna. Zastanawiałam się, co ja tym ludziom mogę dać, skoro nie umiem nawiązać zwyczajnych relacji. To była dla mnie ogromna lekcja wiary i też doświadczenie działania Pana Boga - mówi Magdalena. Już podczas tego pierwszego spotkania opowiedziała historię swojego życia, dała świadectwo.
Magdalena wspomina jedno ze spotkań, podczas którego padło pytanie o to, kto powie świadectwo przed całą oazą: - Nie wiem, co się wtedy stało, ale moja ręka sama się podniosła. To było działanie Pana Boga. Przełamałam barierę. Odważyłam się. Ludzie mnie rozumieli. Później dotarło do mnie, że to świadectwo było potrzebne.
Magdalenę poruszyły rozmowy, podczas których uczestnicy rekolekcji mówili o swoich doświadczeniach. Ktoś opowiadał o śmierci członków rodziny. Inna uczestniczka opowiedziała o swoim bracie, który zmarł na anemię. Miała ze sobą jego zdjęcie. Widać było, że bardzo go kochała. - Oni mimo wszystko nie mają pretensji do Pana Boga. Są wdzięczni i wszystko przyjmują z pokorą. Dziękują za to, że spadł deszcz, że mają jedzenie. My często pytamy Pana Boga, dlaczego czegoś nam nie dał, a oni dziękują Mu za to, co im dał - tłumaczy.
Więcej w wydaniu papierowym "AVE Gościa Radomskiego" nr 42 na 20 października.