Mówi, że z martwych kamieni Bóg może wybudować żywy Kościół, a sam siebie nazwał jednym z takich kamieni. Ks. Andrzej Ryłko jest dziś kapłanem, rektorem Wyższego Seminarium Duchownego w Pińsku.
W Radomiu podczas jesiennych dni duszpasterskich ks. Ryłko opowiadał księżom nie tylko o drodze swego nawrócenia i powołania, ale także o odradzającym się Kościele na Białorusi, gdzie ikoną jest śp. kard. Kazimierz Świątek, wieloletni więzień sowieckich obozów.
- Jako dziecko i młody chłopak nie znałem Kościoła i nie rozumiałem, dlaczego, mimo że wokół trudno było spotkać wierzących, władze tak bardzo się go boją. Na skutek silnej i wszechobecnej propagandy ja sam podzielałem ten strach. Mimo że byłem ochrzczony, to wzrastałem w rodzinie, która nie wierzyła w Pana Boga. Jako nastolatek byłem pierwszym sekretarzem regionalnej młodzieżowej organizacji radzieckiej. Miałem strzec młodych ludzi przed Kościołem i walczyć z nim - opowiadał ks. Ryłko.
Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy w jego rodzinnej miejscowości pojawił się ksiądz z Polski. Przybył tam, gdy zaczął się walić komunizm. - Na spotkania z tym księdzem chodził mój brat. Dowiadywałem się, że ludzie, którzy żyli daleko od Kościoła, nagle zaczęli wierzyć. Bardzo chciałem poznać tego wroga, dowiedzieć się, jakimi instrumentami Kościół przyciąga do siebie ludzi? Badałem literaturę, którą brat przynosił od księdza z Polski. Uświadomiłem sobie, że prawda jest po stronie Kościoła. Przez te lata komunizmu wmawiano nam, że chrześcijaństwo to ciemnota, jakaś bajka. Im bardziej próbowałem to wszystko analizować, przekonywałem się, że to komunizm był kłamstwem - mówił kapłan z Białorusi.
To wszystko sprawiło jego głębokie nawrócenie. - Doświadczyłem Kościoła, o którym czytamy w Dziejach Apostolskich. Katolicy gromadzili się w domach. Ksiądz z Polski jeździł od jednej miejscowości do drugiej. Odprawiał dla wiernych Msze święte, spowiadał i chrzcił tych, którzy nie mieli chrztu, ale mieli pragnienie Boga i poznania prawdy - opowiadał ks. Andrzej.
Ostatecznie, 23 lata temu podjął decyzję o wstąpieniu do seminarium w Grodnie. - W Polsce był widoczny koniec epoki, na Białorusi nadal trwała tak zwana twarda komuna. U nas nie było widać jeszcze odradzającego się Kościoła - mówił kapłan. Opowiadał o Kościele na Białorusi tuż przed wybuchem II wojny światowej: - W diecezji pińskiej było wówczas ponad 200 księży. Myśleli, że ich przyszłość to będzie spokojne kapłaństwo. Nikt nie przygotowywał ich w seminarium do Syberii, do więzienia, rozstrzeliwania, że będą męczennikami i świadkami wiary. To Jezus ich takimi uczynił. Po śmierci Stalina z obozów i zsyłek wróciło do diecezji 15 księży. Pracowali, starzeli się i umierali. W 1989 roku było ich tylko trzech, w tym umierający ks. inf. Wacław Piątkowski, który pytał pozostałych, którzy go żegnali, co będzie z Kościołem na Białorusi. I powiedział: „Polska nas nie opuści. Stamtąd przyjadą księża”.
Ze wzruszeniem ks. Ryłko opowiadał o kard. Świątku, niezłomnym świadku wiary.
- Gdy w 1954 roku, ks. Kazimierz Świątek wrócił po 10 latach zsyłki, więzienia, wszedł do kościoła w Pińsku. Był wypełniony ludźmi. Szybko przekonał się, że się modlą. Na ołtarzu leżały szaty kapłańskie, wszystko było przygotowane do Mszy św., a obecni wspólnie odmawiali teksty Mszy św. Robili tak od lat, czekając na powrót księdza. To było niezwykłe przeżycie. Po modlitwie wzruszony ks. Świątek oświadczył obecnym, że jest księdzem. Wierni nie od razu uwierzyli. Zbyt wiele przeżyli. Zaczęli po swojemu egzaminować przybyłego, by przekonać się, że naprawdę jest księdzem - opowiadał ks. Ryłko.
Kazimierz Świątek, późniejszy kardynał, urodził się w 1914 roku w Walku w Estonii, w polskiej, patriotycznej rodzinie. Wraz z nią w wieku trzech lat został zesłany na Sybir. Powrócił do Polski w 1922 roku. Zamieszkał w Baranowiczach, gdzie ukończył szkołę. W 1933 roku wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Pińsku. Świecenia kapłańskie przyjął w 1939 roku. Po napaści Związku Radzieckiego na Polskę został aresztowany przez władze sowieckie. Był więziony w Brześciu Litewskim. Uciekł stamtąd i wrócił do parafii w Prużanach. W 1944 roku został ponownie osadzony w więzieniu. Zesłano go na Syberię. 10 lat przebywał w łagrach o zaostrzonym rygorze w Maryinsku, Workucie oraz Incie. Po wyroku przebywał w celi śmierci. Wielokrotnie, nękany chorobami, był na skraju wyczerpania. Po zwolnieniu z zesłania przybył do Pińska.
Po wielokrotnych staraniach, nieoczekiwanie dostał pozwolenie od władz komunistycznych i został proboszczem parafii katedralnej. Od 11 kwietnia 1989 roku był wikariuszem generalnym w Pińsku, a po rozpadzie Związku Sowieckiego i ustanowieniu nowych struktur Kościoła na Białorusi został w 1991 roku mianowany przez Ojca Świętego Jana Pawła II, arcybiskupem metropolitą mińsko-mohylewskim oraz administratorem apostolskim diecezji pińskiej. 26 listopada 1994 roku Jan Paweł II roku mianował go kardynałem. Kard. Świątek zmarł 21 lipca 2011 roku w Pińsku i został pochowany w podziemiach tamtejszej katedry, obok swego poprzednika, zmarłego w 1932 roku sł. Bożego bp Zygmunta Łozińskiego.
- Opowiadam o tym wszystkim, bo chcę pokazać, jak Bóg odrodził Kościół na Wschodzie. To nie my wybieraliśmy, ale to nas wybrano. Byłem jednym z tych martwych kamieni, wychowanym dla komunizmu, by głosić komunę, ateizm, by głosić, że Bóg umarł, że Kościół nie ma przyszłości. Z martwych kamieni Bóg może wybudować żywy Kościół. Dzisiaj Panu Bogu dziękujemy za dar naszego kapłaństwa, za dar odrodzenia - zakończył rektor.
Warto tu przypomnieć, że wśród księży z naszej diecezji - wtedy sandomiersko-radomskiej, a dziś sandomierskiej i radomskiej - do pracy na Białorusi wyjechali: ks. Paweł Goliński, ks. Krzysztof Janas, ks. Jerzy Lewiński, ks. Tadeusz Kaczan, ks. Roman Kotlimowski i ks. Marek Kozera.