Partyzanckie wigilie

Nosili w sobie dziedzictwo wielkich powstań niepodległościowych. Nawet w mroku okupacji nie wyobrażali sobie Bożego Narodzenia bez związanych z nim odwiecznych tradycji.

Żołnierze mjr. Henryka Dobrzańskiego "Hubala" wzięli udział w Mszy św. sprawowanej w sanktuarium Matki Bożej Świętorodzinnej w Studziannie. To było 80 lat temu. 5 lat później partyzanci Adolfa Pilcha "Doliny" zostali przyjęci na wieczerzy wigilijnej w budynku szkoły w Libiszowie. - Przez ostatnie 200 lat Polacy przyzwyczaili się do przeżywania świąt w skrajnych warunkach - mówi historyk Kościoła ks. dr Rafał Piekarski.

Scenariusz filmu pt. "Hubal" w reżyserii Bohdana Poręby powstał na podstawie wspomnień hubalczyka Romana Rodziewicza, które ten opowiedział Melchiorowi Wańkowiczowi. Jest w nim niezapomniana scena, w której do sanktuaryjnego kościoła w Studziannie wchodzi oddział mjr. Hubala. Zmarły 5 lat temu reżyser opowiadał już w pokomunistycznej Polsce, że cenzura bardzo chciała usunąć ją z filmu. Ale ostatecznie udało się ją zostawić. Film umocnił legendę pierwszego partyzanta II wojny światowej i jego oddziału.

- Najstarsi mieszkańcy naszej parafii opowiadają, że taka obecność żołnierzy miała miejsce, choć wyglądała inaczej niż w filmie. W tamto pierwsze wojenne Boże Narodzenie nie było Pasterki. Nie pozwalały na to rozporządzenia okupantów, którzy wprowadzili bezwzględną godzinę policyjną. Sprawowana była Msza św. rano w Boże Narodzenie i wtedy przyszli na nią partyzanci, ale nie weszli tak dostojnie, jak na filmie - mówi ks. Jerzy Cedrowski, kustosz sanktuarium.

Oddział Hubala obchodził swą wigilię już 23 grudnia 1939 roku. Przyjęcie zgotowali im leśnicy w leśniczówce Bielawy, niedaleko Studzianny. Stała ona jeszcze w latach 80. ubiegłego wieku. Dziś już jej nie ma, ale za to w tym miejscu stanął w 2007 roku obelisk upamiętniający tamtą wieczerzę, która od czasu jego odsłonięcia powtarzana jest co roku. Nad organizacją czuwają leśnicy, Regionalne Dyrekcje Lasów Państwowych w Łodzi i Radomiu oraz Zespół Szkół Zawodowych im. mjr. Henryka Dobrzańskiego "Hubala" w Radomiu.

A to inna z partyzanckich wigilii. Za warszawiakami po upadku powstania w rejon opoczyński, w istocie niedaleko Studzianny, przyszli również żołnierze Armii Krajowej. Wśród nich znalazł się oddział partyzancki AK, szwadron dowodzony przez Adolfa Pilcha "Dolinę". Byli częścią 25. Pułku Armii Krajowej. Zjawili się w Kraśnicy i tu, u pani Bąkowskiej, mieli obchodzić wigilię. Ale okazało się, że w majątku ma spędzić święta dowództwo pułku. Doliniacy, jak się ich nazywa, opuścili Kraśnicę i brawurowym marszem - była przecież okupacja, Rosjanie stali jeszcze za Wisłą, a Niemcy byli wszędzie - przeszli do Libiszowa. W sumie 8 km. Tutaj mieszkańcy wioski przyjęli ich w niewielkiej szkółce. - Pani Bąkowska zapakowała wiktuały i poszliśmy. Pamiętam małą szkółkę, nauczycieli i mieszkańców, którzy urządzili nam wcale nie taką skromną wieczerzę. Wciąż mam w oczach kolegów, a w uszach brzmi mi tamten śpiew: "Przyjdź, Dzieciątko Boże, pod rodzinną strzechę. Zanieś nam nadziei promień i pociechę" - opowiadał w szkole w Libiszowie 5 lat temu Ryszard Bielański, partyzant szwadronu "Doliny".


Więcej w wydaniu papierowym "AVE Gościa Radomskiego" nr 51 na 22 grudnia.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..