Połowa pacjentów, czyli 80, ma stwierdzone zakażenie koronawirusem. Pozytywny wynik mają 102 osoby spośród personelu, 433 przebywa na zwolnieniach.
Łukasz Skrzeczyński, wiceprezes Mazowieckiego Szpitala Specjalistycznego na radomskim Józefowie, podkreśla, że placówka pracuje u kresu wytrzymałości, fizycznej oraz psychicznej. - Szpital według planu strategicznego wojewody nie był dedykowany do zwalczania koronawirusa. Nie miał być szpitalem frontowym. Do tego typu działań były dedykowane: Radomski Szpital Specjalistyczny, szpital w Kozienicach i szpital MSWiA z Warszawie. Niestety, idąc tokiem rozumowania, że mamy dużo wolnych miejsc, doszło do relokacji pacjentów, a w efekcie do pojawienia się w naszej placówce osób zakażonych. Być może sytuacja zmieni się, bo w świetle nowych faktów, a tutaj przemianowania Radomskiego Szpitala Specjalistycznego w szpital jednoimienny, pojawia się szansa, że będziemy mogli zakażonych pacjentów relokować. W efekcie będziemy mogli podjąć działania czyszczące zakażone oddziały pod względem epidemiologicznym i przywrócić normalny tryb pracy szpitala, by zapewnić opiekę medyczną osobom, które mają pozostałe schorzenia wymagające hospitalizacji - mówi.
Wiceprezes szpitala jeszcze nie ma informacji, czy w związku z przemianowaniem Radomskiego Szpitala Specjalistycznego w szpital jednoimienny, gdzie są leczeni pacjenci zarażeni koronawirusem, dojdzie do relokacji pacjentów z innych oddziałów tej palcówki, oczywiście z wynikiem ujemnym, na Józefów. - To okaże się w najbliższym czasie. Mamy miejsca, choć personel jest bardzo zmęczony. A atmosfery pracy nie ułatwiają złośliwe pogłoski i niesprawiedliwe opinie - zauważa wicedyrektor.
- Docierają do nas głosy, że karmimy chińskimi zupkami, że personel nie jest odpowiednio zabezpieczany, że zarząd odcina się od personelu i brakuje komunikacji, że zarząd sam się zabezpiecza, a innych nie. Tego rodzaju informacje są poczytne, ale nie mają odbicia w faktach. Te opinie na pewno bolą, ale nie chodzi tylko o ból. To szkodzi w pracy szpitala, wpływa na morale i psychikę. Biały personel jest obciążony ponad siły. To nie buduje komfortu psychicznego, by zostawać przy łóżkach chorych - podkreśla.
W szpitalu pracuje dwóch kapelanów. - Nasi duszpasterze nie chodzą po oddziałach, jak to było wcześniej. Są wzywani na życzenie pacjentów. Wtedy są ubierani w środki ochronny osobistej. To ma chronić chorych, personel i samych kapelanów. Nadal na parterze funkcjonuje kaplica. Zgodnie z przepisami może w niej przebywać do 5 osób. Korzysta z niej przede wszystkim personel, który może poruszać się po korytarzach szpitala - wyjaśnia Ł. Skrzeczyński.