Z inicjatywy Fundacji Aniołów Miłosierdzia powstało bractwo, które zachęca do dobrego przygotowania się do odejścia z tego świata.
Doktor Robert Wiraszka, onkolog, kawaler Zakonu Maltańskiego, jeden z inicjatorów bractwa, mówi o oczywistości, a zarazem zaskoczeniu, jakim jest śmierć. - Każdy z nas zna dokładny dzień swojego urodzenia, jednak nikt z nas nie zna daty swojej śmierci. Któregoś dnia ona przyjdzie i jakoś nas zaskoczy. Nawet, gdy nam się wydaje, że jej się spodziewamy, jej przyjście i tak pozostaje zaskoczeniem. A zdarzyć się może dosłownie każdego dnia. Rozsądny człowiek powinien przygotować się na jej przyjście. Jak to zrobić? Poprzez życie, które nie obraża Pana Boga oraz poprzez modlitwę za dobrą śmierć zarówno swoją, jak i innych. W tym właśnie celu dekretem bp. Henryka Tomasika zostało powołane Bractwo Dobrej Śmierci - podkreśla lekarz, który ze śmiercią spotyka się często i który o bliskiej śmierci mówi pacjentom i ich najbliższym.
Dekret powołujący bractwo bp Tomasik podpisał w Niedzielę Bożego Miłosierdzia. - Dlaczego w taki dzień? Któż z nas nie chciałby doświadczyć tego miłosierdzia w godzinę swojej śmierci. W Polsce działa wiele takich bractw, ale mają one charakter lokalny. Nasze radomskie bractwo działa inaczej. Jego członkami są osoby tworzące zarząd Fundacji Aniołów Miłosierdzia, która powołało bractwo, i która pomaga prowadzić hospicja dla dorosłych i dla dzieci w Wilnie. Wszyscy, którzy chcą korzystać z materiałów zamieszczonych na stronie internetowej Fundacji (www.mostdonieba.pl), są uczestnikami. Materiały te mają także walor edukacyjny. Pokazują chrześcijańską perspektywę śmierci oraz jak zachować się w obliczu zbliżającej się śmierci, odejścia kogoś bliskiego czy żałoby - informuje dr Wiraszka.
Kapelanem Bractwa Dobrej śmierci został ks. kan. Andrzej Tuszyński, kapelan Zakonu Maltańskiego, proboszcz radomskiej parafii pw. św. Wacława i zarządca cmentarza rzymskokatolickiego w Radomiu.
- Bardzo się cieszę, że jest to inicjatywa ludzi świeckich. Jako proboszczowi, który prowadzi cmentarz, jest mi ona bardzo bliska. Jako duszpasterz widzę dużo odejść z tego świata bez sakramentów pojednania i namaszczenia. Czasem bywa tak, że rodzina jest bardziej zaabsorbowana przygotowaniami do bliskiego pogrzebu niż zadbaniem o to, by umierający przyjął sakramenty. Gdy jest taka możliwość, mówię rodzinie: przygotujcie wszystko na śmierć. Podzielcie majątek, załatwcie sprawy spadkowe. I było już tak, że mi za te rady dziękowano, bo uniknięto sporów, gniewów, a nawet rozpraw sądowych.
Szperałem trochę w starych dokumentach i okazuje się, że takie bractwa jak to powstawały często w czasach zarazy. I może powstanie tego bractwa dzisiaj jest znakiem naszych czasów, żebyśmy tematu śmierci nie spychali gdzieś na bok. Dzisiaj coraz więcej ludzi umiera samotnie. Kiedyś odchodzili w rodzinie. I tutaj nasze bractwo ma także duże zadanie, przypominanie, że śmierć należy do życia rodziny, że odchodzący i żegnający powinni się do tego przygotować. Każdy z nas będzie wcześniej czy później odchodzącym. Nie bójmy się mówić o śmierci i rozmawiajmy o niej w kontekście zmartwychwstania - mówi ks. Tuszyński.