Kapelani doby koronawirusa

Opowiadają, jak wygląda praca duszpasterska w Radomskim Szpitalu Specjalistycznym, przekształconym w szpital jednoimienny, leczącym chorych na COVID-19.

Komunikat wydany na początku kwietnia br. brzmiał lakonicznie i rzeczowo: „Na wniosek prezydenta Radomia i dyrekcji Radomskiego Szpitala Specjalistycznego wojewoda mazowiecki przekształcił Radomski Szpital Specjalistyczny w szpital jednoimienny o profilu zakaźnym. To znaczy, że nie będą tam przyjmowani inni pacjenci niż ci, u których podejrzewa się zakażenie koronawirusem.”

Wszystko działo się szybko, niemal z zaskoczenia, bo bardzo szybko rozprzestrzeniała się epidemia. Księża Mirosław Bandos i Przemysław Wójcik z kapelanów miejskiego szpitala, niosących codzienną opiekę duchową dla pacjentów, ich rodzin i personelu, stali się duszpasterzami placówki, gdzie toczy się walka na śmierć i życie z pandemią.

4 kwietnia, dzień po tym, gdy ogłoszono, że placówka miała stać się szpitalem jednoimiennym, Radomski Szpital Specjalistyczny informował, że wyzdrowiała pierwsza osoba. 8 kwietnia Caritas Diecezji Radomskiej informowała o tym, że udało się zebrać pieniądze na zakup respiratora. Tydzień później w szpitalu zmarł 46-letni fizjoterapeuta, pierwsza w Polsce ofiara koronawirusa wśród pracowników medycznych. Dziś placówka może mówić, że wygrywa z epidemią. 

Przez te wszystkie tygodnie w szpitalu pracowali kapelani. - Od początku sanitarne obostrzenia stały się bardzo surowe. W szpitalu pozostał Oddział Paliatywny i Oddział Dializ. Nie można było ich zamknąć, bo byłoby to jednoznaczne z wyrokiem śmierci dla pacjentów. Tam nadal możemy chodzić z posługą duszpasterską, choć tylko co kilka dni w tygodniu. I od tych oddziałów rozpoczynamy nasze obchody. Możemy też stawić się przed oddziałem zarażonych koronawirusem i pomodlić się przed wejściem na oddział - mówi ks. Bandos.

Ks. Mirosław jest kapelanem radomskiej placówki od 23 lat. - W ubiegłych latach mieliśmy tzw. świńską i ptasią grypę. Było trudno, ale to nic w porównaniu z obecną epidemią. Po raz pierwszy nie mamy możliwości bezpośredniego kontaktu z chorymi. Najcięższe dla nas, duszpasterzy, jest to, że nie możemy pospieszyć z ostatnią posługą dla umierających. Radziłem się w kurii biskupiej, jak działać w takich momentach. I co możemy robić? Dzwonimy na oddział zakaźny, skąd otrzymujemy informacje o umierających. Znamy ich imiona i nazwiska. Prosimy personel, by zachęcił chorych do wzbudzenia sobie żalu za grzechy. My, księża, o umówionej porze stajemy przed wejściem na oddział i wypowiadamy słowa sakramentalnego rozgrzeszenia. Nic więcej nie możemy uczynić. Robimy tyle, ile się da. Jesteśmy też w kontakcie telefonicznym z rodzinami chorych. Mówimy im, że umierający nie pozostali bez duchowej opieki na tyle, na ile dziś można - mówi ks. Bandos.


Więcej w wydaniu papierowym "Gościa Radomskiego AVE" nr 21 na 24 maja.

Ks. Przemysław Wójcik (na zdjęciu pierwszy z lewej), oprócz pracy w szpitalu, jest diecezjalnym duszpasterzem oazowej wspólnoty Domowego Kościoła.   Ks. Przemysław Wójcik (na zdjęciu pierwszy z lewej), oprócz pracy w szpitalu, jest diecezjalnym duszpasterzem oazowej wspólnoty Domowego Kościoła.
ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..