- Szłam wśród okrzyków "Chwała bohaterom" i wstrzymywałam łzy - mówi Lucyna Adamkiewicz.
W 80. rocznicę przywiezienia pierwszego transportu Polaków do największego niemieckiego obozu - byłego niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego i zagłady Auschwitz-Birkenau - odbyły się tam uroczystości patriotyczne. W składzie delegacji, która składała wieńce i zapaliła znicze, była 93-letnia ppor. Lucyna Adamkiewicz, pseudonim Ewa, łączniczka w Zgrupowaniu „Chrobry I”. Od 15. roku życia - żołnierz Armii Krajowej. Po klęsce powstania warszawskiego więźniarka dwóch obozów śmierci Auschwitz i Gusen II. Prezydent Andrzej Duda odznaczył Lucynę Adamkiewicz Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Od pewnego czasu pani Lucyna mieszka w Radomiu.
14 czerwca 1940 r. pierwszy masowy transport 728 Polaków do niemieckiego obozu koncentracyjnego KL Auschwitz dotarł z Tarnowa. - Zostałam zaproszona do udziału w tych uroczystościach. Wiedziałam, że będzie tam prezydent Andrzej Duda, ale nie wiedziałam, że będę tylko jedną z dwóch byłych więźniarek tam obecnych. Tą drugą była Barbara Wojnarowska-Gautier. Ona trafiła do obozu razem ze swoją mamą jako 4-letnie dziecko. Ja trafiłam tam także ze swoją mamą, ale miałam wtedy 17 i pół roku i zdaną maturę. Byłam zaskoczona, kiedy zaczęła witać się ze mną niezmiernie serdecznie i mówiła, że wszystko o mnie wie. Ona przez 50 lat mieszkała w Genewie. Cały czas poszukiwała różnych informacji na temat i obozu i losów ludzi, którzy go przeżyli. Rozmawiałyśmy ze sobą i wiem, że ona bardzo dużo zrobiła dla Polski - mówi L. Adamkiewicz.
Rocznicowe uroczystości rozpoczęły się Mszą św. sprawowaną za ofiary niemieckich obozów zagłady w kościele pw. Matki Bożej Niepokalanej w Harmężach koło Oświęcimia.
Po Eucharystii prezydent razem z byłymi więźniarkami B. Wojnarowską-Gautier i L. Adamkiewicz oraz z marszałek Sejmu Elżbietą Witek i wicepremierem Piotrem Glińskim złożył kwiaty przed Ścianą Straceń w byłym KL Auschwitz.
- Pierwsze wieńce złożyliśmy przed budynkiem Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej im. Rotmistrza Witolda Pileckiego. To w tym miejscu byli zatrzymani pierwsi przywiezieni tu więźniowie, bo jeszcze w drutach okalających obóz nie było prądu. Po zakończeniu oficjalnych uroczystości zostałam zaproszona na plac przy dworcu PKP na Marsz Pamięci. Było tam multum ludzi. Poproszono mnie o podzielenie się moimi przeżyciami. Później rozpoczęły się owacje, ale to były owacje dla ludzi, którzy walczyli. Wołano „Chwała bohaterom”! Szłam wśród tych okrzyków i wstrzymywałam łzy - opowiada pani Lucyna.
Kiedy pani Lucyna po wielu latach pierwszy raz przyjechała do obozu w Auschwitz, zobaczyła obóz bez kapo, bez karcenia i apeli, i doktora Josefa Mengele to miała wrażenie, że ogląda makietę. - W obozie nie byliśmy ludźmi. Pozbawiono nas "ludzkości". Byliśmy numerami. Ja się od tego zdystansowałam i chciałam to z siebie wyrzucić, ale to niemożliwe. Po wojnie przez trzy lata co noc śnił mi się wilk, który rzuca mi się do gardła. Krzyczałam, a mój szlachetny mąż mnie uspokajał. Nie ma nawet możliwości, żeby o tych wszystkich okropnościach, które nas spotykały, opowiedzieć - mówi L. Adamkiewicz.
Pani Lucyna jest zapraszana do szkół. Podczas spotkań z dziećmi stara się uczyć je miłości do ojczyzny i opowiada im o dumnej przeszłości naszego kraju.
- Zaprosiły mnie kiedyś kobiety na spotkanie i zapytały: „Co by pani zrobiła, gdyby zobaczyła pani swojego kata i mogła na nim się odegrać”. Odpowiedziałam, że nienawiść i zawiść to nie są wady mojego charakteru. Byłabym szczęśliwa, gdyby stanęli, przed kamerami wszystkich telewizji i powiedzieli: „Przepraszamy za to, co zrobiliśmy”.
Więcej w papierowym wydaniu "AVE Gość Radomski" nr 26 (na 28 czerwca 2020 roku)
Prezydent Andrzej Duda z byłymi więźniarkami (z prawej Lucyna Adamkiewicz) podczas obchodów 80. rocznicy przywiezienia pierwszego transportu Polaków do największego niemieckiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau.