Na projekcję zaproszono przedstawicieli instytucji, które dołożyły swoją cegiełkę do produkcji filmu, a także radomian uczestniczących w kręceniu obrazu.
Długo oczekiwana projekcja odbyła się we wszystkich salach radomskiego kina "Helios". To historia ks. Romana Kotlarza Kotlarza, męczennika robotniczego protestu z czerwca 1976 r., opowiadana w konfrontacji z bezkarnymi działaniami powołanej w 1973 roku Grupy "D", tajnej nawet w strukturach Wydziału IV SB, dedykowanego walce z Kościołem.
Jacek Gwizdała, reżyser filmu, nie krył satysfakcji, z faktu, że film otrzymał już niemal ostatnie szlify. Reżyser i współscenarzysta dziękował wszystkim, którzy przyczynili się do jego powstania i tym, którzy w nim zagrali. - Jeszcze odrobinę brakuje. Nie zobaczą państwo na przykład końcowych napisów, bo chcemy, by znaleźli się tam wszyscy, którzy pokazali się na planie - powiedział i dodał: - Dzisiejszy pokaz jest naszym ukłonem wobec radomian, którzy są przyjaciółmi tego filmu, którzy pracowali ze mną na ulicach tego miasta i w okolicznych miejscowościach w 40-stopniowym upale po 12 godzin dzienne. Z powodu epidemii nie mogli być dzisiaj z nami wszyscy, ale wierzę, że spotkamy się jeszcze na uroczystej premierze w Radomiu - mówił przed pokazem Jacek Gwizdała, reżyser filmu "Klecha".
Bp Henryk Tomasik oglądał film po raz drugi. Pierwszy pokaz miał miejsce w Warszawie w siedzibie Konferencji Episkopatu Polski. - Kolejne spojrzenie na ten sam film i kolejna wdzięczność. To wdzięczność za to, że osoba ks. Kotlarza została przybliżona widzom. Oczywiście reżyser ma swoją wizję. Włączył kilka takich faktów, które miały miejsce w życiu innych represjonowanych księży. Dzięki temu pokazał specyfikę tamtej epoki, pokazał działanie Grupy "D", tajnej nawet w strukturach IV Departamentu Służby Bezpieczeństwa. Pokazał ks. Romana jako bardzo naturalnego księdza który jest w sumie bezkompromisowy, wierny Panu Bogu, jest duszpasterzem. Włącza się w różne sprawy środowiska, ale jest przy Chrystusie i uczy wierności - powiedział ordynariusz po zakończonym pokazie.
- Jestem zaskoczony, bo to wszystko ma taką ogromną siłę oddziaływania. Dla mnie to był wielki dzień i cieszę się, że tu byłem i że w końcu ten film ujrzał światło dzienne. To owoc determinacji i uporu reżysera, który mimo różnych trudności doprowadził sprawę do końca - mówi Wojciech Pestka, współscenarzysta filmu.