Jako ozdrowieńcy po koronawirusie dzielą się darem, którego nie da się wyprodukować w żadnym laboratorium.
Kilka tygodni temu radomskie seminarium stało się ogniskiem zarażeń koronawirusem. Po ustaniu epidemii klerycy, którzy przeszli COVID-19, zgłosili się, by oddać osocze.
- W większości wspólnota seminaryjna przeszła zarażenia bezobjawowo lub, jak ja, skąpo objawowo. Ale były przypadki cięższe. Jeden z braci alumnów znalazł się w szpitalu z niewydolnością oddechową. Po wyzdrowieniu zgłosiliśmy się, by oddać osocze - mówi Filip Wincewicz, alumn III roku.
- Do oddania osocza zgłosiło się nas więcej. Ale nie wszyscy zostali pozytywnie zakwalifikowani. Odpadli ci, którzy mieli jakieś przeszkody, np. przeszli wcześniej żółtaczkę, czy inną chorobę. Po stawieniu się w radomskim Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa, zostaliśmy poddani badaniu morfologicznemu. Wynik decydował o tym, czy możemy oddać osocze. Potem, dla zakwalifikowanych pozytywnie, przyszedł moment oddania osocza. Bolesny był tylko moment wkłucia. Potem było zupełnie bezboleśnie. Proces oddawania osocza trwał około 45 minut. To coś wspaniałego, że mogliśmy pomóc chorym. Zdajemy sobie sprawę, że nasz dar pomoże zarażonym koronawirusem, którzy przechodzą chorobę w sposób ciężki, często w stanach zagrażających ich życiu. A jeśli nasze osocze kogoś uratuje, to po prostu sama radość, bo czy można się cieszyć czymś bardziej w dobie pandemii - mówi Michał Łuszczyna, alumn III roku.
- Od wielu lat nasze seminarium ma grupę klerków, którzy systematycznie oddają krew. Ja sam robię to od czasu, gdy ukończyłem 18. rok życia. Oddałem już około