Grupa, która znalazła schronienie w gmachu Wyższego Seminarium Duchownego w Radomiu, uczy się naszego języka.
To 30 osób, które uciekły przed okrutną wojną, przybyły do Radomia i znalazły schronienie oraz opiekę w gmachu Wyższego Seminarium Duchownego w Radomiu. Wśród nich są dorośli, a także młodzież i dzieci. Pochodzą ze wschodniej Ukrainy. Niemal wszyscy nie znają języka polskiego. Ale chcą się tu odnaleźć i rozpocząć nowe życie, dopóki nie będą mogli wrócić do ojczyzny.
- Skontaktował się ze mną ks. Andrzej Jędrzejewski, proboszcz parafii św. Stefana na radomskim Idalinie, mój bliski kuzyn, i zapytał, czy nie chciałabym jakoś pomóc. Jestem polonistką. A chodziło o poprowadzenie lekcji języka polskiego dla nich - mówi Elżbieta Podlaska, emerytowana polonistka, nauczycielka radomskich szkół średnich.
Pani Elżbieta wsparła już uchodźców z Ukrainy materialnie. - Ale ucieszyło mnie, że mogę jeszcze dać coś z siebie więcej, że mogę dać coś z tego, w czym się specjalizuję przez całe życie, uczenie języka polskiego. Do tego doszła świadomość, że uczyłam się języka rosyjskiego i że dam radę pracować z grupą, która zna ten język, a obok tego język ukraiński jest bliski naszej polskiej mowie - mówi polonistka.
Pierwsze zajęcia poświęcone były wzajemnemu poznaniu się. - Miałam świadomość, że pierwszą barierą jest już samo pismo, litery. Uczyliśmy się pozdrowień. Pisaliśmy nasze imiona cyrylicą, alfabetem powszechnym w Ukrainie. Potem pisaliśmy je naszym łacińskim pismem. Nawiązaliśmy pierwszy kontakt. Będziemy prowadzili dalsze zajęcia. Podzielimy się na grupy. To podział wynikający nie tylko z wieku uczestników, ale też z tego, że dorośli będą chcieli wykorzystać znajomość języka polskiego przy podjęciu pracy, a młodsi pójdą do szkoły i tam znajdą się w gronie naszych uczniów - mówi pani Elżbieta.