Nowy numer 17/2024 Archiwum

33 tys. km szlakiem gen. Władysława Andersa

W ramach Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej odbyło się spotkanie z uczestnikami trzech motocyklowych wypraw szlakiem polskiej armii.

Okazją do umieszczenia w programie tygodnia jest 80. rocznica wymarszu polskich sybiraków i zesłańców w głąb Związku Sowieckiego, którzy potem jako polscy żołnierze zdobyli Monte Cassino.

- Myśmy tym szlakiem przejechali, choć dla nas jest to też odpowiedź na to, co się dzieje dzisiaj na wschód od naszej granicy. Ten rajd miał być początkiem drugiej wyprawy szlakiem martyrologii narodu polskiego na Syberii. Mieliśmy już przygotowaną trasę. Miał się odbyć w 2014 roku. Ale wydarzyła się wojna na Ukrainie, zajęcie Krymu. I to nas zatrzymało. Racjonalnie oceniając sytuację, baliśmy się, bo były wcześniejsze trudności podczas rajdów, na przykład spotkania z wojskiem. Nie było pewności, że rajd dla Polaków na Syberii w tamtym czasie będzie bezpieczny. Przenieśliśmy ten pomysł na lato tego roku. I znów jest wojna. Czy uda się go zrealizować, nie wiemy - mówi ks. kan. Wiesław Lenartowicz, proboszcz radomskiej parafii pw. MB Częstochowskiej, kapelan Rycerzy Kolumba i pomysłodawca motocyklowych wypraw.

Szlakiem gen. Andersa pojechali ponad 10 lat wcześniej, by zakończyć ostatni etap w Rzymie 2012 roku, na 70. rocznicę wymarszu armii gen. Andresa.

- Zaczęło się od ogłoszenia przez Senat RP 2007 roku Rokiem gen. Andersa. I to był główny motyw naszej wyprawy. Rajd był planowany na dwa etapy. W pierwszym miał przebiegać przez kraje byłego Związku Sowieckiego, a potem Bliski Wschód i powrót przez Włochy. To się nie udało, bo zatrzymano nas w Turcji. Musieliśmy to więc podzielić na trzy etapy. Ten ostatni to były już same Włochy. To była już pielgrzymka, w której wzięli udział nie tylko motocykliści, ale też o osoby towarzyszące, jak na przykład żony niektórych uczestników, czy inni chętni motocykliści - mówi ks. Lenartowicz.

Kapelan podkreśla, że to ten pierwszy etap najbardziej pokazał dramat tej armii: - Zaczęliśmy od Katynia, a potem byliśmy w Moskwie w więzieniu na Łubiance, a dopiero potem dotarliśmy nad Wołgę, gdzie tworzyły się pierwsze oddziały gen. Andersa. Już sam Katyń narzucił charakter całego rajdu, bo pokazał nam, z czym się stykamy. Potem szlak pierwszego etapu wyznaczały polskie cmentarze. Bo wszędzie tam, gdzie byli żołnierze, a to nie są cmentarze wojenne, ale wojskowe, do armii przybywali ludzie chorzy, wycieńczeni. I umierali. A my chcieliśmy się modlić w tych miejscach. Mieliśmy znicze, świece, modliliśmy się za zmarłych, były Msze św.

Ks. Lenartowicz opowiada o drugim etapie wyprawy: - Druga część odbyła się bez samego Izraela, a to dlatego, że do tego kraju nie da się wjechać, będąc wcześniej w Iranie, Libanie czy Syrii. Ale uczestnicy byli w Ziemi Świętej w osobnych pielgrzymkach. W byłym Związku Radzieckim dotkaliśmy polskich śladów. Na Bliskim Wchodzie tych było mniej.  Ostatecznie nie wpuszczono naszych motocykli do Turcji. Stąd - jak mówiłem - był trzeci etap, a w nim tylko Włochy. Byliśmy na Placu św. Piotra z motocyklami. Ofiarowaliśmy tam ryngraf wyprawy z Matką Bożą i naszym logo papieżowi Benedyktowi XVI. Była także Msza św. na Monte Cassino i to w dzień kolejnej rocznicy tamtego zwycięstwa - podkreśla ks. Wiesław.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy