Ewa Maciejczak przeszła z Helu na Giewont. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zrobiła to dwukrotnie w krótkim odstępie czasu. Zrobiła to dla ciężko chorego Stasia Zielińskiego. Jeden zastrzyk, który może zmienić życie chłopca kosztuje 15 mln zł.
Pierwszy raz Ewa Maciejczak wyszła na trasę 7 lipca 2024 roku i zajęło jej to 16 dni. Ponownie wyruszyła pod koniec lipca. Upragniony cel wyprawy osiągnęła 17 sierpnia. – Jesteśmy na Giewoncie! Udało się po raz drugi! Wszystko to robię dla Stasia. Pomóżmy mu wszyscy zdobyć najważniejszy dla niego szczyt. Od tego zależy jego życie – mówiła tuż po wejściu na górę mieszkanka Sokolnik Mokrych w powiecie przysuskim.
Przy wejściu na Giewont towarzyszyli jej rodzice. Część trasy przeszła razem z pielgrzymką Kaszubską na Jasną Górę.
– Generalnie szło się dobrze. Nie powinnam narzekać, bowiem samo przejście dwukrotnie trasy z Helu na Giewont było już czymś wyjątkowym. Jednak z biegiem czasu, zaczęło szwankować troszeczkę moje zdrowie. Oprócz zmęczenia, odczuwałam bóle w okolicy piszczeli. Byłam przerażona, bo pojawiła się myśl, że nie będę w stanie pokonać trasy dla Stasia. Walczyłam też z przeziębieniem przez kilka dni – opowiada piechurka.
Akcja wsparcia dla Stasia Zielińskiego prowadzona jest w internecie. Ewa Maciejczak chce, aby o jego chorobie usłyszała cała Polska. Chłopiec cierpi na rzadką chorobę genetyczną, która objawia się postępującym zanikiem mięśni. Dotyczy to tylko chłopców i do niedawna nie było dla niego ratunku. Rok temu została zatwierdzona pierwsza na świecie terapia genowa. Został on zakwalifikowany, jednak barierą jest cena leczenia, która wynosi 15 mln zł. Tyle kosztuje jeden zastrzyk, który może zmienić życie Stasia. Do tej pory zebrano 6,2 mln złotych.