Modlili się o wolną ojczyznę, organizowali wsparcie dla leśnych oddziałów, jako kapelani towarzyszyli walczącym partyzantom.
Zwoleńscy kapłani – powstańcy 1863 roku
W zgodnej opinii badaczy dziejów powstania styczniowego, duchowieństwo odegrało w nim rolę szczególną. Księża byli najbardziej aktywnymi propagatorami idei walki o niepodległość, a gdy do wybuchu powstania doszło, swoim przykładem wskazywali drogę postępowania rodakom. Walczyli z bronią w ręku, organizowali zaplecze, służyli w strukturach podziemnego państwa. Do legendy przeszły nazwiska takich księży – partyzantów jak ks. Brzóska na Lubelszczyźnie, czy ks. Mackiewicz na Litwie. Ale trudno dziś zliczyć zastępy duchownych, którzy jako prości żołnierze lub konspiratorzy służyli sprawie narodowej na obszarze swoich diecezji, płacąc za to życiem, syberyjską
Dr Przemysław Bednarczyk, autor artykułu „Zwoleńscy kapłani – powstańcy 1863 roku”
Krystyna Piotrowska /GN
katorgą lub emigracyjną poniewierką. Jednym z nich był wikariusz zwoleńskiej parafii ks. Fryderyk Włocki. Trafił tu w wieku 25 lat w roku 1860, skierowany przez Kurię z adnotacją wskazującą na jego „niebezpieczną” czyli konspiracyjną działalność w poprzednim miejscu zatrudnienia. Przeniesienie ks. Włockiego do Zwolenia nie zahamowało jego patriotycznej działalności. Poznał w nowej parafii wielu oddanych sprawie narodowej wiernych i w tzw. okresie manifestacji patriotycznych w latach 1860-1862 aktywnie działał. Był członkiem lokalnej, zakonspirowanej organizacji cywilnej, która przygotowywała powstanie na swoim terenie a po jego wybuchu była oparciem dla walczących. To za jego sprawą wyekwipowany został w miasteczku oddział, który 27 I zakwaterował tu, by następnego dnia ruszyć pod Wąchock do formującego się korpusu gen. Langiewicza. Ks. Włocki poszedł z nimi i osobiście przekazał kasjerowi zgrupowania, zebrane wśród parafian zwoleńskich datki na rzecz powstania. Choć znając jego usposobienie zapewne rwał się do walki zbrojnej, jednak nie został w oddziale. Odpowiedzialny za „robotę” organizacyjną na swoim terenie wrócił na parafię. Tu rzucił się w wir pracy konspiracyjnej. Zbierał składki, szył mundury, kożuchy i buty dla walczących. Zbierał kosy osadzone na sztorc. Miał udział w zorganizowaniu w lesie „Podzagajnik” powstańczej kuźni produkującej piki i rzezaki dla oddziałów partyzanckich. Na niedzielnych mszach świętych odważnie wygłaszał patriotyczne kazania. W nocy z 12 na 13 lutego 1863 roku do drzwi jego mieszkania zastukały kolby karabinów carskich żołnierzy. W trakcie przeszukania znalezione zostały nielegalne pisma wskazujące na związki księdza z Komitetem Narodowym. Po krótkim pobycie w zwoleńskim areszcie ks. Włocki trafił do okrytego ponurą sławą radomskiego więzienia. Wyrok carskiego Sądu Wojskowego brzmiał – kara śmierci. Był to niezwykle surowy werdykt jak dla konspiratora, a nie walczącego z bronią w ręku buntownika. Interwencje Kurii Diecezjalnej szczęśliwie spowodowały jego zamianę na 8 lat rot aresztanckich na Syberii. I tak, ks. Fryderyk Włocki w wieku 29 lat, zesłany został do jednej z syberyjskich fortec, jednak carskie władze nie pozwoliły mu nigdy wrócić do Zwolenia. Zmarł w odległej guberni permskiej, dopiero w 1901 roku, mając lat 67. Za to, że należał do najbardziej znienawidzonego przez carat „elementu przywódczego polskiej miatieży” (czyli polskiego buntu) a za takich uchodzili księża, przeżył na Sybirze niemal czterokrotnie dłużej niż przewidywał wyrok. Zasądzone 8 lat okazało się być dożywociem.
Drugim wikariuszem związanym z Powstaniem był ks. Leonard Piotrowski. Do Zwolenia przyszedł 20 X 1863 r. już wcześniej związany z cywilnej organizacji powstańczej. Jego częste wyjazdy do Radomia, pozorowane koniecznością leczenia wzbudziły podejrzenia wojskowych rosyjskich stacjonujących w Zwoleniu. Kiedy zorientował się, że jest śledzony zdecydował się na ucieczkę z Królestwa do Galicji.