Pisząc poprzedni komentarz, napisałem tylko tyle i aż tyle, że idę na wybory, bo to moje obywatelskie prawo. I odezwały się nożyce.
Jako duchowny nie angażuję się w sprawy polityczne, bo to mój wybór, a nie jakieś z góry ustalone przepisy. Ciekawa rzecz, że komentatorzy tamtego tekstu (tutaj) zupełnie pominęli historyczny wątek odnoszący się do ks. Kazimierza Sykulskiego, przedwojennego posła, męczennika II wojny światowej.
Nie mam pojęcia, czy jako duchownego można mnie zakwalifikować jako racjonalnego czy radykalnego obywatela tego kraju. Wiem jedno, mniejsza o dalsze komentarze, że w 1987 r., gdy wyjeżdżałem na studia do Rzymu, kwalifikowano mnie jako zagrożenie, bo byłem potencjalnym agentem Zachodu, gdy ówczesna optyka kazała szukać przyjaciół na Wschodzie. Dziś moje przekonania znów są zagrożeniem, bo postrzega się mnie jako hamulcowego otwarcia na Zachód. A ja przez te wszystkie lata po prostu nie zmieniłem poglądów. I to są moje dylematy, które niejeden komentator oceni krótko: bzdury.