80 lat temu dokonano pierwszych zrzutów cichociemnych na teren okupowanej Polski.
Odbieraniu lądujących żołnierzy towarzyszyły ogromne emocje. Regionalistka opowiada o jednym z przyjmowanych zrzutów - 19 lutego 1943 r. po raz trzeci przyjechał z Warszawy operator zrzutu Jan Mikołajczyk "Wiesław" z informacją o planowanym zrzucie. Jego sygnałem miała być melodia "Maki". Po usłyszeniu melodii około godz. 21 ośmiu ludzi z placówki "Pies" udało się na wyznaczone miejsce. Noc była pochmurna, księżycowa, bezśnieżna i ciepła. Po dwóch godzinach oczekiwania usłyszano nadlatujące samoloty. Te chwile tak wspominał uczestnik tamtych wydarzeń Stanisław Kmita "Twardy" z Radzic: "Około godziny 1 usłyszeliśmy szum samolotu. Zamarły nam serca. Czy zobaczą nasze znaki? Czy wylądują szczęśliwie? Wreszcie samolot zbliżył się, mrugnął do nas i zatoczył koło. Na nasze sygnały odpowiedział światłem i za chwilę zaczęły rozwijać się spadochrony... Cieszyliśmy się jak dzieci". Dowódca placówki i jego ludzie wyposażeni byli w lampki elektryczne o dwóch kolorach białym i zielonym. Operator z ziemi zasygnalizował alfabetem Morse’a umowne hasło, samolot odpowiedział, a wtedy z placówki zaświecono ku górze lampki ustawione w strzałkę wskazującą kierunek wiatru. Samolot obniżył lot do stu metrów dla wyrzucenia zasobników, które zawisły na dwunastu spadochronach. W czasie kolejnego nawrotu samolotu skoczyło czterech skoczków. Jeden ze skoczków, "Oko", zawiesił się na spadochronie na sośnie, ale obyło się bez większych obrażeń. Atmosferę tych chwil oddają wspomnienia por. Piotra Nowaka "Oko": "Otoczyli nas ludzie z placówki. Wymieniliśmy hasła (hasło "Wicek" odzew "Wacek"). Radość i serdeczność odbierających nas chłopców była ogromna. Jak się czuliśmy? Byliśmy szczęśliwi. Ruszyliśmy do szkoły rolniczej. W szkole czekała nas uczta". Dwie skórzane walizy z pocztą i sprzętem radiotelegraficznym przeniesione zostały do wsi i zakopane w kopcu z ziemniakami przy zagrodzie Stefana Nowaka. Za zabezpieczenie kontenerów i zatarcie śladów odpowiedzialny był Jan Wolski z sześcioma ludźmi. Natomiast "Twardy", "Cichy" i operator "Wiesław" razem ze skoczkami ruszyli do odległych o ponad
Ważną postacią jest mjr Bronisław Franciszek Lewkowicz "Kurs". - Został zrzucony w nocy z 27 na 28 kwietnia 1944 roku. Walczył w Pułku Palmiry-Młociny w Puszczy Kampinoskiej. Po rozbiciu tego oddziału 5 października na czele 20 osobowej grupy przedostał się w Opoczyńskie i dołączył w lasach przysuskich do oddziału Henryka Furmańczyka "Henryka"” i dołączył do 25 pp. AK im. Ziemi Piotrkowsko-Opoczyńskiej. Lewkowicz został zastępcą dowódcy III baonu a od 1 listopada był zastępcą dowódcy majora Rudolfa Majewskiego. 4 listopada 1944 roku podczas przemarszu spod Gielniowa, na południe od leśniczówki Huta doszło do starcia z Dywizją "SS Galizien". W trakcie walk major "Kurs" zginał. Został pochowany niedaleko leśniczówki "Huta". Po wojnie jego szczątki ekshumowano i pochowano na cmentarzu w Gielniowie. Bronisława Franciszka Lewkowicza upamiętnił Zespół Szkół Rolniczych w Mroczkowie Gościnnym, który nosi jego imię - wyjaśnia opoczyńska regionalistka.